Название | Potęga Honoru |
---|---|
Автор произведения | Морган Райс |
Жанр | Героическая фантастика |
Серия | Królowie I Czarnoksiężnicy |
Издательство | Героическая фантастика |
Год выпуска | 0 |
isbn | 9781632914316 |
Duncan zobaczył jak z zadowoleniem spogląda na ciała wrogów, patrząc jak ich ludzie zbierają broń z ciał zabitych.
Kiwnął tylko głową.
– Prawda, sprawiliśmy się – odpowiedział.
Odwrócił się i spojrzał na zachód, daleko, w stronę zachodzącego słońca, na tle którego zobaczył jakiś ruch. Zmrużył oczy i jego serce napełniło się ciepłem, gdy zobaczył to, czego w gruncie rzeczy bez wątpienia oczekiwał. Daleko, na horyzoncie, stał jego wierzchowiec, dumnie prężąc się na czele stada koni. Jak zawsze wyczuł gdzie znajdzie Duncana i czekał na niego cierpliwie. Serce Duncana skoczyło, wiedział, że stary druh pomoże im pokonać drogę do stolicy.
Duncan gwizdnął, jego koń zaś ruszył mu na spotkanie. Reszta wierzchowców poszła za jego przykładem, z głośnym tętentem galopując przez ośnieżoną równinę.
Kavos, stojąc obok, pokiwał głową z uznaniem.
– Konie – powiedział, śledząc je wzrokiem, gdy się zbliżały – Ja do Andros poszedłbym pieszo.
Duncan uśmiechnął się.
– Nie wątpię, przyjacielu.
Duncan wyszedł przed szereg na spotkanie swego rumaka, przywitał go gładząc po grzywie. Skoczył na siodło, za tym przykładem poszli jego ludzie, tysiące zbrojnych dosiadło wierzchowców. Stali tak przez chwilę, w pełnym rynsztunku, spoglądając w zachodzące słońce, przed nimi rozpościerały się zaśnieżone równiny, dzielące ich od stolicy.
Duncan poczuł falę podniecenia, gdy wreszcie, wreszcie byli tak blisko. Czuł to dobrze, powietrze pachniało zwycięstwem. Kavos bezpiecznie sprowadził ich w doliny; teraz czas by on przejął dowodzenie.
Wzniósł swój miecz wysoko, czując, że oczy wszystkich ludzi zwracają się ku niemu.
– ŻOŁNIERZE! – wykrzyknął – Na Andros!
Przyjęli komendę z bojowym okrzykiem i ruszyli za nim, spiesząc w noc, poprzez śnieżne równiny, gotowi jechać bez chwili wytchnienia, aż dotrą do stolicy i rozpoczną największą wojnę ich czasów.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Zwrócona w stronę wschodzącego słońca Kyra wpatrywała się w stojącą nad sobą postać. Wprost nie mogła uwierzyć, że oto spotkała wreszcie człowieka, dla którego przebyła cały Escalon, dzięki któremu pozna sekret swego przeznaczenia, który będzie ją trenował. To był jej wuj, jedyne ogniwo łączące ją z matką, której nigdy nie znała.
Aż zamrugała ze zdziwienia, gdy wyłonił się z cienia i w końcu mogła zobaczyć jego twarz. Był do niej niewiarygodnie podobny. Około czterdziestoletni mężczyzna miał szerokie ramiona i muskularne ciało. Był wysoki, zakuty w lśniącą zbroję, wyglądał zjawiskowo. Nigdy wcześniej nie spotkała nikogo, w kim mogłaby odnaleźć swoje rysy. Zawsze czuła się wyobcowana, niepodobna do nikogo z rodziny – nawet nie do swojego ojca – ale teraz, widząc twarz tego człowieka, jego wyraźne kości policzkowe, błyszczące szare oczy i jasnobrązowe włosy, po raz pierwszy w życiu poczuła z kimś więź, przynależność do rodu, do czegoś większego od siebie. Wreszcie znalazła swoje miejsce na ziemi.
Mężczyzna był zupełnie wyjątkowy. Bez wątpienia był dumnym i szlachetnym wojownikiem, choć nie posiadał żadnej broni, nie miał miecza ani tarczy. Ku jej zdumieniu i radości, miał przy sobie tylko jeden przedmiot: złoty kij, taki, jak miała i ona.
– Kyra – powiedział do niej.
Jego głos rezonował z jej duszą, głos znajomy, jakby jej własny. Gdy do niej przemówił, poczuła więź nie tylko z nim, ale i ze swoją matką. Przed nią stał człowiek, który wiedział kim była. W końcu dowie się prawdy – nie będzie już więcej tajemnic w jej życiu. Wkrótce będzie wiedziała wszystko o kobiecie, którą zawsze pragnęła poznać.
Wyciągnął do niej dłoń, a ona chwyciła ją i podniosła się na sztywne od wielogodzinnego siedzenia pod wieżą nogi. Jego ręka była silna i muskularna, a przy tym zaskakująco gładka. Leo i Andor zbliżyli się do niego, lecz ku zaskoczeniu Kyry, wcale nie zaczęli warczeć jak zwykle. Zamiast tego podeszli bliżej i polizali jego rękę, jakby znali go od zawsze.
Potem, ku jej zdumieniu, obydwaj stanęli w szeregu, jakby wypełniając niemy rozkaz. Kyra nigdy dotąd nie widziała czegoś podobnego. Jakie zdolności posiadał ten człowiek?
Nie musiała nawet pytać, czy był jej wujkiem – czuła to w każdej komórce swego ciała. Był silny i dumny, dokładnie taki, jaki wyobrażała sobie, że będzie. Było w nim coś jeszcze, coś czego nie mogła do końca nazwać. Promieniowała od niego wyjątkowa energia, aura spokoju, ale i niewiarygodnej siły.
– Wujku – powiedziała. Lubiła dźwięk tego słowa.
– Możesz nazywać mnie Kolva – odpowiedział.
Kolva. To imię brzmiało znajomo.
– Przebyłam Escalon by się z tobą spotkać – powiedziała przejęta, nie wiedząc, co jeszcze dodać. Jej słowa przerwały absolutną ciszę, która dotąd spowijała jałowe równiny – Ojciec mnie przysłał.
Uśmiechnął się serdecznie, a na twarzy pojawiły mu się zmarszczki człowieka, który żył jakby tysiąc lat.
– To nie ojciec cię przysłał – odpowiedział – lecz coś znacznie większego.
Nagle, bez żadnego ostrzeżenia, odwrócił się i ruszył przed siebie, podpierając się złotym kijem.
Kyra patrzyła za nim, zdziwiona; czy czymś go obraziła?
Pobiegła do niego, Leo i Andor przy jej boku.
– A wieża? – powiedziała zdezorientowana – nie wejdziemy do środka?
Uśmiechnął się.
– Może kiedyś – odparł tajemniczo.
– Myślałam, że miałam dotrzeć do wieży.
– I zrobiłaś to – zauważył – choć do niej nie weszłaś.
Szli w stronę lasu. Kyra z trudem dotrzymywała mu kroku, zachodząc w głowę, co miał na myśli.
– To gdzie będziemy trenować? – spytała.
– Będziesz trenowała tam, gdzie trenują wszyscy wielcy wojownicy – odparł i spojrzał przed siebie – W lesie przy wieży.
Wszedł do lasu i choć wydawał się iść spokojnym, równym krokiem, poruszał się tak szybko, że Kyra prawie musiała biec, by za nim nadążyć. Tajemnica spowijająca go pogłębiała się z każdą chwilą; w jej umyśle pojawiało się coraz więcej pytań.
– Czy moja matka żyje? – zapytała śpiesznie, nie mogąc już dłużej powstrzymać ciekawości – Jest tutaj? Spotkam ją?
Mężczyzna uśmiechnął się tylko i pokręcił głową, nie zwalniając kroku.
– Tak wiele pytań – odpowiedział. Wędrowali przez długi czas, wsłuchując się w odgłosy dzikich stworzeń. W końcu dodał – Sama się przekonasz, że pytania mają tu niewielkie znaczenie. A odpowiedzi jeszcze mniejsze. Musisz nauczyć się szukać własnych odpowiedzi. Ich źródła. A co ważniejsze – źródła pytań.
Kyra zamyśliła się nad jego słowami. Wkrótce weszli tak głęboko w las, że straciła z oczu wieżę i przestała słyszeć szum obijających się o brzeg fal. W głowie pojawiały jej się kolejne pytania i wkrótce nie mogła już dłużej wytrwać w milczeniu.
– Dokąd mnie zabierasz? – spytała – Czy idziemy tam, gdzie będziesz mnie trenował?
Mężczyzna