Rebel Fleet. Tom 3. Flota Alfa. B.V. Larson

Читать онлайн.
Название Rebel Fleet. Tom 3. Flota Alfa
Автор произведения B.V. Larson
Жанр Зарубежная фантастика
Серия Rebel fleet
Издательство Зарубежная фантастика
Год выпуска 0
isbn 978-83-66375-06-2



Скачать книгу

W ciągu kilku minut intruzi mieli zostać otoczeni.

      Mogło to jednak nie mieć znaczenia. Okręty obcych były dużo bardziej zaawansowane od naszych. A jeśli było ich więcej – choćby druga pełna eskadra – nie mieliśmy najmniejszych szans.

      Wokół projekcji zgromadziła się grupa oficerów. Pracowali nad liczbami, zgłaszali anomalie i czekali, aż zostaną wezwani do działania.

      – Jeśli zaczną strzelać, niewiele zdołamy zrobić – powiedziałem, podchodząc nonszalancko do stołu.

      Kilkoro oficerów spojrzało w moją stronę.

      – Kapitan ­Blake? – odezwała się oficjalnym tonem Gwen. Przydzielono ją tu kilka miesięcy wcześniej, jako że nie upierała się przy służbie w kosmosie. Teraz nieco jej zazdrościłem. – Kiedy pana wezwano?

      – Wezwali mnie kilka lat temu – odparłem. – Rebelianccy Kherzy.

      Wypuściła z siebie powietrze.

      – Myślisz, że to oni? Skąd ta pewność?

      – To nie okręty Imperium, tylko niezależna konstrukcja. Albo rebelianccy Kherowie z innej pobliskiej planety, albo mamy naprawdę spore kłopoty.

      – Co planują, sir? – spytał inny oficer.

      – Skąd mam wiedzieć, poruczniku? Jestem dowódcą okrętu, nie telepatą.

      Przestali zadawać pytania i na szczęście nie spytali, po co właściwie przyszedłem. Wszyscy założyli, że ktoś mnie wezwał – i w zasadzie mieli rację – tyle że na pewno nie uznaliby Godwina za upoważnionego do wydawania rozkazów.

      Gwen wskazała na projekcję i syknęła przez zęby. Pojawił się trzeci okręt i zajął miejsce obok pozostałych. Wspólnie ruszyły powoli w stronę Ziemi.

      Poczułem, że się pocę. Ile jeszcze ich było? Już dysponowali większą siłą ognia niż wszystkie nasze fazowce. Po swojej stronie mieliśmy tylko efekt zaskoczenia. Ale może ci kosmici już je widzieli? Nie sposób było tego stwierdzić na podstawie ich dotychczasowych działań.

      – Wysyłają jakieś sygnały? – spytałem.

      – Nie – odparła Gwen. – Cisza radiowa. Może nie mają pojęcia, że mamy własne okręty.

      – Po co wysyłaliby wtedy trzy ciężkie krążowniki? Czemu nie po prostu jeden okręt pełen bomb?

      Skupiło się na mnie kilka par zaniepokojonych oczu.

      – Myśli pan, że zaatakują, kapitanie? – spytał oficer wachtowy.

      – Żeby to stwierdzić, musiałbym wiedzieć, skąd właściwie pochodzą.

      Przyjrzał mi się uważnie.

      – Nie wiem, czy jest pan upoważniony do tych informacji, ale to chyba nie ma już wielkiego znaczenia. Oto, co na razie ustaliliśmy: to okręty z planety Quok. Ich załogi składają się zazwyczaj z naczelnych zwanych Grefami.

      – Quok… – zamyśliłem się. – To planeta, z której pochodzi admirał Fex.

      Nagle zrobiło mi się nieco niedobrze. Zanim zwolniono mnie z czynnej służby we flocie rebelianckich Kherów, miałem do czynienia z admirałem Fexem. Sekretarz Shug umieścił go na okręcie pełnym Grefów w wyniku moich oskarżeń.

      – Hm… – odezwałem się, patrząc na nadlatujące jednostki. – Na waszym miejscu założyłbym, że to wrogie okręty.

      – Co pan wie?

      – Tyle że admirał Fex, jego pobratymcy z Quok i same Grefy… cóż, nie przepadają szczególnie za ludźmi. Nasz ostatni kontakt z nimi nie był zbyt przyjazny.

      Zalała mnie fala wspomnień. Strzelaliśmy do Grefów z zakłócaczy, aż przez całe dnie prześladował nas swąd spalonej sierści.

      Oficer wachtowy przez chwilę mi się przyglądał, po czym skontaktował się z generałem Vegą. Skrzywiłem się, gdy wspomniał moje nazwisko.

      – Generale, zgodnie z opinią zespołu operacyjnego, w tym eksperta, którego pan przysłał, mają wrogie zamiary. Tak, generale? Jakiego eksperta…? Mówię o kapitanie ­Blake’u, sir.

      Nadal uśmiechałem się, choć niezbyt przekonująco. Oficer wachtowy wysłuchał odpowiedzi, po czym spojrzał na mnie spode łba.

      – Generał Vega chce z panem porozmawiać, kapitanie.

      – Nie wątpię – wtrąciła Gwen.

      Spojrzałem na nią z ukosa i włączyłem się do rozmowy z Vegą z pomocą syma. Wyglądało na to, że znowu jest wkurzony.

      – Blake, co robisz poza swoim miejscem pracy? Zaraz zacznie się wojna…

      – Nie przydzielono mi miejsca pracy w tej bazie, sir. Ale technicznie rzecz biorąc, nadal jestem kapitanem „Młota”. Jeśli tak pan sobie życzy, udam się do Genewy i…

      – Twoje miejsce jest w ośrodku szkoleniowym! – ryknął generał. – A teraz wynoś się z centrum operacyjnego i daj mi z powrotem komandora Teneta.

      – Już się robi, sir. Na pewno doskonale poradzi pan sobie z Fexem i jego okrętami.

      – Fexem?

      – Admirałem Fexem. Kosmitą dowodzącym tą grupą krążowników.

      – Skąd wiesz, że to on?

      Bez zająknienia streściłem mu informacje, które otrzymałem od oficera wachtowego. Wniosek był dla mnie oczywisty, ale musiałem wyjaśnić nieco szczegółów generałowi.

      – Na pewno ma pan sprawę pod kontrolą. Udam się…

      – Zamknij się – przerwał mi. – Zostań, gdzie jesteś. Nie opuszczaj centrum operacyjnego do czasu, aż osobiście każę ci odejść.

      – Tak jest, panie generale.

      Gdy się rozłączył, nie rozejrzałem się nawet po zgromadzonych żołnierzach. Wiedziałem jednak, że zmienili nastawienie do mnie. Początkowo zakła­dali, że jestem tam jako przysłany przez dowództwo ekspert, a teraz zastanawiali się, co tu się właściwie dzieje.

      Innymi słowy, znalazłem się znów w doskonale znanej sytuacji.

      Generał Vega zjawił się zaskakująco szybko. Wbiegł do sali i kazał mi iść za sobą. Zabrał ze sobą dwóch żandarmów, więc się nie wykłócałem.

      Gwen spojrzała mi z niepokojem w oczy. Odpowiedziałem wzruszeniem ramion. Być może tym razem czekał mnie pluton egzekucyjny, ale szczerze w to wątpiłem.

      Vega kazał mi wsiąść do humvee i odjechaliśmy w stronę góry. Nic nie wyjaśniał, a ja o nic nie pytałem.

      Najwyraźniej jechałem do prawdziwego centrum dowodzenia. Do miejsca, gdzie tak naprawdę podejmowano decyzje.

      4

      Ruszyliśmy chłodnymi tunelami. Wiatr i ryk silnika dudniły mi w uszach. Sierżant żandarmerii za kierownicą jechał trzy razy szybciej, niż przewidywały przepisy, ale nie zamierzałem narzekać.

      Stara baza NORAD-u zmieniła się od czasów, gdy stanowiła centrum obrony kraju. Stała się jeszcze bardziej imponująca i pełna sekretów. Jej zadanie było w zasadzie podobne, ale poważniejsze. Dowództwo Wojsk Kosmicznych stało obecnie na czele obrony całej Ziemi.

      Tunele powiększono, a sklepienia wzmocniono. Znacznie zmodernizowano komputery i resztę sprzętu. Dotarliśmy do centrum dowodzenia, ale wiedziałem, że pod nami znajduje się wiele nowych poziomów. Wciąż wiercono głębiej i głębiej.

      Przedstawiono mi zgromadzonych i pozwolono zająć miejsce