Название | Dziewczyna taka jak ja |
---|---|
Автор произведения | Ginger Scott |
Жанр | Любовно-фантастические романы |
Серия | Jak my |
Издательство | Любовно-фантастические романы |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-66338-70-8 |
– Ja też. Warto było jechać.
Kiwa głową i tym razem jego uśmiech jest szczery. Podchodzi do mnie, nachyla się i całuje w czubek głowy.
– Cieszę się, że ten idiota Kyle nie zawiózł cię do Wielkiego Kanionu. – Ściska mi ramię, po czym podchodzi do ekspresu i bierze się do parzenia kawy. Alkohol zamienił na kofeinę.
– Nie jechaliśmy tamtą trasą – mówię ze śmiechem.
– I pewnie tylko dlatego nie spadliście z klifu – żartuje tata.
Stoi zwrócony do mnie tyłem i wyczuwam, że tym właśnie chciałby zakończyć ten temat – Kyle’em i jego jazdą. Nie potrzebujemy zagłębiać się w szczegóły i wspomnienia o mamie.
– Taa… pewnie masz rację. – Patrzę na tył głowy taty. On patrzy przed siebie, myślami jest zupełnie gdzieś indziej.
Jest z nią.
– Hej, idę wziąć prysznic, a potem chyba się zdrzemnę. Od trzech dni chodzę w tych samych ciuchach. – Nadal zero reakcji. Wycofuję się na korytarz, ale zatrzymuję się, nim zupełnie zniknie mi z oczu. – Tato?
Odwraca się powoli, z kubkiem kawy w ręce. Pociąga łyk, a kiedy gorący napój parzy mu wargi, nasze spojrzenia się spotykają.
– Jasne, idź. Łazienka jest wolna – bąka.
Posyłam mu uśmiech, który gaśnie na mojej twarzy, gdy tylko znikam w głębi korytarza. Opuściłam ten dom w środku nocy i pojechałam szukać odpowiedzi, a kilka dni później jedyne, co czuję, to ból i żal. Kładę się na łóżku, unoszę nogę i zdejmuję protezę, po czym rozciągam mięśnie, którym boleśnie doskwiera atrofia.
Leżę w bezruchu przez długi czas i w końcu górę bierze zmęczenie. Zastanawiam się, czy nie odpuścić sobie prysznica, i zamiast tego od razu zasnąć, kiedy do moich uszu dobiega znajomy odgłos. Słyszę trzask drzwi wejściowych. Mija niemal pięć minut bez żadnego innego dźwięku, więc w końcu zwlekam się z łóżka i zbliżam do okna. Samochód nadal stoi na podjeździe, ale taty nigdzie nie widać.
Natychmiast ogarnia mnie strach, którego nie czułam od miesięcy. Z ręką na ścianie podchodzę do drzwi i skacząc, przemieszczam się na koniec korytarza. Do gardła podchodzi mi żółć, kiedy uświadamiam sobie, że koperta zniknęła. Zostawiłam ją w kuchni, ufając, że tata do niej nie zajrzy. Nie chciałam, aby odniósł wrażenie, że coś ukrywam. Ale przecież tak właśnie jest.
Tak wielki postęp, a wszystko przekreśli kilka polaroidowych zdjęć i mało pochlebny list od szaleńca, który kiedyś mieszkał po sąsiedzku.
Moje spojrzenie zatrzymuje się na stojącej na blacie puszce, więc kuśtykam przez kuchnię, wsadzam ją pod ramię i wracam z nią do swojego pokoju. Otwieram ją, wyjmuję odznakę dziadka, po czym kładę się i trzymam ją nad głową, przesuwając kciukiem po maleńkich wgnieceniach w metalu. Założę się, że te skrzydła miały okazję widzieć, co to wojna.
Przypinam ją do T-shirtu i zakrywam dłonią. Skoro wszyscy ode mnie chcą wojny, to ją dostaną.
Sen nie każe długo na siebie czekać. Nie będzie mi się dzisiaj nic śniło. Nie pozwolę na to. Właściwie to od tego momentu nie wydarzy się nic bez mojego pozwolenia.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Rankiem czuję ból… tam, gdzie kiedyś miałam nogę. Jest silniejszy niż zazwyczaj i przez niego wolniej szykuję się do szkoły. Kyle zjawia się, kiedy kończę się czesać i myć zęby. A gdy szukam butów, on raczy się niedojedzonymi przeze mnie płatkami.
– Chyba po raz pierwszy nie jesz na śniadanie tostów Pop-Tart – stwierdza, odstawiając do zlewu pustą miskę.
– Skończyły się. Wygląda na to, że tata nie robił ostatnio zakupów, bo pokończyło się prawie wszystko. Podrzuciłbyś mnie w drodze ze szkoły do sklepu? – pytam, wsuwając lewą stopę w ulubione vansy.
– Jasne, ale nie masz wtedy rehabilitacji? – Bierze moją torbę, ja natomiast wkładam prawy but i przez kilka sekund wpatruję się w sznurówki, unikając wzroku Kyle’a.
– Nie jadę – mówię w końcu.
Wybucha śmiechem, ale milknie, kiedy się prostuję i patrzę mu w oczy. Wyciągam rękę po torbę, ale on przerzuca ją sobie przez ramię i piorunuje mnie wzrokiem. Podchodzi do drzwi, otwiera i przytrzymuje otwarte. Mijam go powoli.
– Taki masz plan? Znowu zamierzasz się na wszystko wypiąć? Może wróć do fajek, zmieszaj tabletki z kilkoma shotami whisky, zacznij wychylać się z samochodów, albo nawet skocz na główkę z mostu. Kurwa, Joss, czasem naprawdę trudno być twoim przyjacielem.
Zatrzymuję się kilka metrów przed jego samochodem, ale on idzie dalej. Wrzuca do środka moją torbę.
– Nie potrzebuję takiego gadania, Kyle! – wołam, on jednak ucina moje słowa trzaśnięciem drzwi. Szybko uruchamia silnik.
Nie patrzy na mnie, więc podchodzę do auta, wsiadam, gniewnie zapinam pasy i przytulam się do szyby, bo chcę się znaleźć jak najdalej od niego.
Spodziewam się, że jechać będzie równie szybko – nagłe skręty, ostre hamowanie – ale nie tym razem. Kyle prowadzi spokojnie, mimo że czuję, jak niewypowiedziane przez niego słowa aż się biją o to, żeby je uwolnić. W milczeniu zajeżdżamy pod szkołę. Odpinam pasy i otwieram drzwi. Kyle nie rusza się z miejsca i nim zdążę zatrzasnąć za sobą drzwi, widzę, jak obiema rękami pociera twarz.
– No co? – fukam.
Opuszcza ręce i odwraca się, opierając głowę o siedzenie. Patrzy na mnie zmęczonymi oczami.
– I co my teraz zrobimy?
Ściągam brwi i mrużę z irytacją jedno oko. Gniewne emocje jeszcze ze mnie nie wyparowały, do tego nadal boli mnie noga.
– Pójdziemy na cholerne zajęcia, potem wrócimy do domu, a ja przebiorę się w strój roboczy i sprawdzę, czy uda mi się załapać na jakąś dodatkową zmianę.
– Nie chodzi mi o to – mówi Kyle i kręci głową.
Zdrowym biodrem opieram się o otwarte drzwi i wzruszam ramionami.
– Co zrobimy z tym wszystkim, co wiemy? Wes… jego bracia. Jak mam wejść teraz do szkoły, przywitać się z TK i Levim i udawać, że dwa ostatnie dni w ogóle się nie wydarzyły? Czy to w porządku? Ich brat żyje, a ja mam nie pisnąć na ten temat ani słowa? A jaki jest twój plan, Joss? W jaki sposób zamierzasz ich okłamywać?
Powoli wciągam powietrze przez nos i zmuszam się do tego, żeby nie zaciskać zębów. Wzruszam ramionami, następnie puszczam drzwi i robię krok w tył, nie odrywając wzroku od twarzy przyjaciela.
– Nie zamierzam – mówię, po czym zatrzaskuję drzwi, przechodzę na drugą stronę auta, sięgam za fotel Kyle’a i wyjmuję swoją torbę.
Szybkim krokiem ruszam w stronę głównego wejścia, ale on okazuje się szybszy. Chwyta mnie za rękę, żebym zwolniła.
– Nie możesz wejść tam i im powiedzieć, Joss. Zgadzam się, że muszą się dowiedzieć, ale trzeba to odpowiednio rozegrać. Nie możesz…
– Nie jestem głupia – rzucam, wyszarpując rękę. Nadal idę ku wejściu, ale już bez wcześniejszej determinacji. Kyle ma rację.
Zatrzymuję się, kiedy docieramy do głównego budynku. Pozwalam, aby torba zsunęła mi się z ramienia i spadła na ziemię, sama zaś siadam na niskim murku prowadzącym