Название | Bajki |
---|---|
Автор произведения | Шарль Перро |
Жанр | Книги для детей: прочее |
Серия | |
Издательство | Книги для детей: прочее |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-7895-153-7 |
CZERWONY KAPTUREK
Dawno, dawno temu żyła dziewczynka, która była bardzo urodziwa. Mówiono nawet, że była najpiękniejsza na świecie. Babcia bardzo kochała tę dziewczynkę, swoją wnuczkę. I kochała ją nie dlatego, że była piękna, ale dlatego, że babcie zwykle kochają wnuczki i wnuków.
Była to miłość z wzajemnością. Piękna wnuczka też kochała babcię nad życie, a że mieszkały oddzielnie, często ją odwiedzała. Musiała przy tym pokonywać długą drogę. Babcia bowiem mieszkała na końcu wsi, za lasem, obok starego młyna. Niekiedy starsza pani już od rana wystawiała siwą główkę przez okno i wypatrywała, czy wnuczka nie nadchodzi.
Powiem wam w sekrecie, że dziewczynka – choć śliczna – miała pewne złe przyzwyczajenie. Nigdy nie dążyła do celu prosto i bezpośrednio. Lubiła schodzić z drogi, zatrzymywać się, gawędzić z nieznajomymi ludźmi. A przecież nie tylko dobrzy ludzie mieszkają na świecie. Są też i źli. I na nich można natknąć się, wdając się w pogwarki ze spotkanymi po drodze. A taki zły człowiek może uderzyć, ograbić, skrzywdzić, zwłaszcza jeśli ma przed sobą małe, bezbronne dziecko.
Dlatego mama, wyprawiając dziewczynkę do babci, nie szczędziła jej przestróg:
– Idź prosto i nie schodź z głównej drogi – napominała.
– Dobrze, dobrze mamusiu – przyrzekała dziewczynka. Nie słuchała mamy zbyt uważnie, gdyż zwykle bardzo się śpieszyła. Ale mama dobrze znała swą córeczkę i niezrażona ciągnęła dalej:
– Nie rozmawiaj z napotkanymi po drodze ludźmi. Pamiętaj, że oprócz dobrych, możesz spotkać także i złych.
– Mówiłaś mi już o złych ludziach, mamo – niecierpliwiła się dziewczynka, gdyż zwykle chciała jak najszybciej wyjść z domu i pobiec przez las do babci.
– I będę ci to wiele razy powtarzać, aż zapamiętasz, że nie wolno zbaczać z głównej drogi – kończyła przemowę mama.
– Nie wolno zbaczać z głównej drogi – powtarzała jak echo dziewczynka, ale nie po to, by zapamiętać, lecz po to, by wreszcie wyrwać się do babci.
Niestety, minąwszy furtkę, nie myślała o przestrogach mamy. Uśmiechała się do wszystkich spotkanych ludzi. Jeśli ktoś odezwał się do niej – a prawie wszyscy chcieli porozmawiać z tak śliczną dziewczynką – chętnie zatrzymywała się. Rozmawiała tak długo, że babcia, oczekująca wnuczki na śniadaniu, z ulgą witała ją na kolacji.
Babcia miała złote serce i chętnie by wnuczce nieba przychyliła. Kiedy tak nieraz cały dzień czekała na małą gadułę, postanowiła ten czas wykorzystać. Skroiła i uszyła czerwony kapturek. A że szyła z miłością i zaangażowaniem, kapturek udał się nad wyraz. Dziewczynka nosiła go cały rok, gdyż chronił ją zarówno przed deszczem, jak i przed słońcem. Wyglądała jeszcze piękniej niż przedtem, więc prawie go nie zdejmowała – chyba że do prania. Dlatego wszyscy zwracali się do dziewczynki, mówiąc: Czerwony Kapturku. I tak zostało. Dziewczynkę nazwano Czerwonym Kapturkiem.
Było lato. Raz prażyło słońce, raz słychać było grzmoty. W czasie jednej z letnich burz, babcia – starsza i doświadczona przecież osoba – zapomniała, że podczas deszczu należy nosić kalosze. Przemoczyła nogi i zachorowała na reumatyzm. Gajowy przyszedł do domu Czerwonego Kapturka i przekazał wiadomość jego mamie.
Mama dziewczynki zapakowała do koszyczka lekarstwa: aspirynę, maść do nacierania nóg i sok malinowy oraz smakołyki: pyszny placek, świeże masełko i serek. Zawołała córkę i powiedziała:
– Jestem dziś bardzo zajęta pracą w gospodarstwie. Biegnij więc do babci, zanieś ten koszyk i pociesz w chorobie.
– Oczywiście, mamusiu, już mnie nie ma – Czerwony Kapturek jak zwykle śpieszył się do wyjścia. Ale mama i tym razem nie zrezygnowała z pouczenia niesfornej córeczki.
– A pamiętaj, idź prosto, nigdzie się nie zatrzymuj. Bowiem w lesie kilka dni temu widziano wilka. Jeśli nie zboczysz z głównej drogi, nic ci nie grozi – napominała matka Czerwonego Kapturka.
– Całą drogę będę sobie powtarzać twoje słowa, żeby nie zapomnieć – zapewniła mamę dziewczynka i już jej nie było.
Kiedy weszła do lasu, zobaczyła, że w bok od głównej drogi rosną upojnie pachnące kwiaty, nad którymi krążą pszczoły. Zapragnęła poczuć ich woń, usłyszeć szelest skrzydeł pszczół, motyli i leśnych ptaków. Chciała chłonąć te leśne zapachy, kolory i dźwięki. Zeszła więc z głównej drogi. Zapomniała, że obiecała nigdzie się nie zatrzymywać i iść prosto do chorej babci.
Było tak pięknie. Czerwony Kapturek odegnał nieśmiałe wyrzuty sumienia i pogrążył się w błogiej beztrosce.
– Najpierw sobie uplotę wianek z leśnych kwiatków, a potem zaśpiewam wesołą piosenkę – postanowiła dziewczynka.
I zaśpiewała:
Płyną niebem obłoki
Piękny jest świat szeroki.
Cieszą się ptaki i motyle
Na taką błogą leśną chwilę.
Cieszę się ja, dziewczynka mała
Piosenkę więc o tym zaśpiewałam.
Nagle dziewczynka oprócz swego dźwięcznego głosiku usłyszała towarzyszący jej potężny gruby głos, a właściwie ryk.
– Kto tak… – zaczęła dziewczynka i urwała, nie chciała dodawać słowa „ryczy”, bo była dobrze wychowana – „śpiewa” – dokończyła po chwili.
– To ja – powiedział dziki zwierz. Był to wilk, przed którym przestrzegała ją mama.
Ale dziewczynka nie wiedziała, kto przed nią stoi, bo pierwszy raz widziała tego leśnego drapieżnika.
– Hm, ma pan interesujący głos, nigdy takiego nie słyszałam – rzekła dziewczynka, nie chcąc sprawić mu przykrości.
– Wiem o tym i pragnę właśnie założyć zespół muzyczny – przechwalało się bezczelnie wilczysko, wyjąc przy tym – dla zademonstrowania swych talentów – coraz głośniej.
– Może pan śpiewać odrobinę ciszej – stoję przecież blisko i świetnie słyszę – przestraszyła się dziewczynka.
– Piękny śpiew to głośny śpiew. Jeśli chcesz, mogę cię nauczyć tak śpiewać – zaproponował Czerwonemu Kapturkowi przebiegły wilk.
– Nie, dziękuję. Trochę się śpieszę, bo idę do chorej babci. Niosę jej lekarstwa i kilka przysmaków – trajkotała dalej dziewczynka.
Wilk spojrzał na nią z apetytem, bo od kilku dni zmuszony był pościć. Dziewczynka jednak inaczej zrozumiała to spojrzenie. Sądziła, że wilkowi cieknie ślinka na widok smakołyków w koszyczku. Pośpieszyła wyjaśnić:
– Przykro mi, ale nie mogę się z tobą podzielić tym, co mam w koszyczku. Gdyby te smakołyki były dla mnie, poczęstowałabym cię, ale one są dla chorej babuni.
– Nie ma o czym mówić. Niech