Star Force. Tom 5. Stacja bojowa. B.V. Larson

Читать онлайн.
Название Star Force. Tom 5. Stacja bojowa
Автор произведения B.V. Larson
Жанр Зарубежная фантастика
Серия
Издательство Зарубежная фантастика
Год выпуска 0
isbn 978-83-65661-34-0



Скачать книгу

ef="#fb3_img_img_b53af790-5b15-5df3-84b1-b91c89a8678c.jpg" alt="Okładka"/>

      Tytuł oryginału: Star Force Series #5. Battle Station

      Copyright © 2012 by Iron Tower Press, Inc.

      All rights reserved

      Projekt okładki: Tomasz Maroński

      Redakcja: Rafał Dębski

      Korekta: Agnieszka Pawlikowska

      Skład i łamanie: Ewa Jurecka

      Opracowanie wersji elektronicznej:

      Książka ani żadna jej część nie może być kopiowana w urządzeniach przetwarzania danych ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.

      Utwór niniejszy jest dziełem ficyjnym i stanowi produkt wyobraźni Autora. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe.

      Wydawca:

      Drageus Publishing House Sp. z o.o.

      ul. Kopernika 5/L6

      00-367 Warszawa

      e-mail: [email protected] www.drageus.com

      ISBN EPUB: 978-83-65661-34-0

      ISBN MOBI: 978-83-65661-35-7

      Rozdział 1

      Moja rozproszona flota wyglądała jak okruchy szkła błyszczące w świetle odległej gwiazdy. Wliczając mój okręt, grupa bojowa składała się z dwudziestu trzech niszczycieli i siedemnastu fregat. Ustawiłem je wokół obcego artefaktu nieznanego pochodzenia. Artefakt ten znany był powszechnie pod nazwą pierścienia i wyglądem przypominał ogromną pętlę z ciemnego tworzywa, podobnego do skały, ale gęstością odpowiadającego raczej materii z jądra martwych słońc.

      Pierścień orbitował wokół małego świata, znajdującego się na końcu linii planet, najbardziej oddalonego od pojedynczej, żółtej gwiazdy systemu. Tak bliskie sąsiedztwo planety i pierścienia nie było niczym niezwykłym, choć należało do rzadkości. Znaliśmy inne podobne przypadki. Pierścień Wenus znajdował się na samej planecie, podobnie jak niewielki artefakt zlokalizowany wewnątrz kopca mieszkalnego rdzennych mieszkańców planety Helios.

      Świat pod nami składał się głównie z niklu, żelaza i zamarzniętego amoniaku. Krążył wokół żółtej gwiazdy, nazwanej Edenem. Powierzchnię planety pokrywały kriowulkany. Eksplozje wyglądały nadzwyczaj spektakularnie. Podgrzane amoniak i metan wyłaniały się z wnętrza planety. Ciecz, po wydostaniu się na powierzchnię, zamarzała prawie natychmiast.

      Pierścień dryfował razem z nami wokół tej niegościnnej planety, tak zimny i czarny, jak ona sama. Spędziłem cały tydzień, patrząc na tę starożytną obcą strukturę, łączącą system Eden z kolejnym układem. Niepewność tego, co znajdowało się po drugiej stronie, mocno mnie irytowała. Wiele razy myślałem o wysłaniu zwiadowców, ale zawsze rezygnowałem z zamiaru. Wiedziałem, że makrosy mogą czekać po drugiej stronie, by nas zestrzelić. Często działały na zasadzie impulsu wyzwalającego, a ja nie chciałem dawać im pretekstu, by z nowym wigorem uderzyły na nas. Nie byliśmy jeszcze gotowi. Miałem prosty plan: jeśli makrosy wyściubią nosy z dziury, zniszczymy je, a do tego czasu czekamy.

      Czekanie nie było łatwe. Pierścień wołał nas i kusił jak syreni śpiew. Sama perspektywa przeniesienia do innego systemu wystarczająco pobudzała wyobraźnię, tym bardziej jeśli nie było wiadomo, co zastanie się z drugiej strony odległej o zaledwie kilka kilometrów struktury. Pierścień miał szesnaście kilometrów średnicy i zapewniał wystarczająco dużo miejsca, by przeskoczyć z całą grupą jednym rzutem, ale nie ośmieliłem się tego zrobić.

      Spędziłem długie godziny w obserwatorium mojego okrętu, patrząc na pierścień i zimną planetę pod nami, aż uznałem, że nie podoba mi się nazwa Eden-21. Była ona oczywiście tymczasowa. Postanowiłem, że pozwolę swoim marines nazwać tę kosmiczną skałę. Ogłosiłem konkurs na nową nazwę.

      Moi ludzie byli znudzeni, a znudzeni ludzie zazwyczaj dużą wagę przykładają do drobiazgów. Zaczęły się dyskusje i losowania. Po poddaniu nazwy pod głosowanie okazało się, że wygrał „Hel”, nordycka nazwa lodowej wersji zaświatów.

      Nie mogłem powstrzymać się od uśmiechu. Nazwa doskonale pasowała do zamarzniętej, lodowej krainy, a jednocześnie dawała powód do żartów w stylu: „Na pozycji Hel, panuje wieczna zmarzlina”[1].

      * * *

      Minęły dwa tygodnie, podczas których dwukrotnie kontaktowałem się z Dowództwem Sił Gwiezdnych. Każda wiadomość potrzebowała trzech dni, by przebyć drogę w tę i z powrotem. Czekałem teraz na kolejną odpowiedź Crowa.

      To ja zacząłem korespondencję, wysyłając powiadomienie o zwycięstwie. Wypędziłem makrosy z systemu Eden, uwalniając przy tym Centaury, zgodnie z obietnicą sprzed kilku miesięcy. Po trzech dniach nadeszła odpowiedź:

       Gratulacje, pułkowniku! Doskonała robota! Proszę wracać, gdy tylko zabezpieczy pan system Eden. Ziemia potrzebuje każdego okrętu do obrony naszego nieba. Jeszcze raz gratuluję wspaniale wypełnionej misji!

       admirał Jack Crow

      Z wysłaniem kolejnej wiadomości zwlekałem kilka godzin. Miałem przeczucie, że Jackowi się ona nie spodoba, po co się więc spieszyć?

       Admirale Crow, w chwili obecnej tu, na wysuniętym stanowisku, panuje spokój, jednak trudno mówić o pełnym bezpieczeństwie. Najpierw musimy usunąć siły przeciwnika z lokalnych światów, by udostępnić je Centaurom. Po drugie, planuję wybudować przy pierścieniu Hel stałe fortyfikacje, by uniemożliwić przeciwnikowi dostęp do naszych systemów z tego kierunku. Potrzebujemy ciężkich fabryk produkcyjnych do budowy. Proszę o przysłanie ośmiu zestawów. Materiały konstrukcyjne nie stanowią problemu, mamy ich pod dostatkiem.

       pułkownik Kyle Riggs

      Po przesłaniu tej informacji wiedziałem, że nie powinienem spodziewać się już więcej pochwał. Crow i ja bardzo rzadko zgadzaliśmy się w sprawach strategii. Jego podejście zazwyczaj miało charakter bardzo defensywny i zachowawczy. Nie miałby nam za złe, gdybyśmy opuścili system Eden i pozwolili makrosom ponownie zniewolić Centaury. Dbał jedynie o liczbę okrętów do obrony Ziemi, a przede wszystkim jego osobistej własności.

      Nie powinienem odrzucać takich konserwatywnych pomysłów. Mogło się okazać, że to on ma rację. Być może zajęcie i utrzymanie czterech systemów przekraczało obecnie nasze możliwości. Sam zaczynałem zastanawiać się, czy nie jestem głupcem. Jednak nie mogłem oddać tych zdobyczy terytorialnych bez walki. Mieliśmy przewagę, przynajmniej chwilową, którą chciałem wykorzystać do granic możliwości.

      Odpowiedź Jacka brzmiała tak, jak się spodziewałem:

       Pułkowniku Riggs, być może nie wyraziłem się jasno. Niniejszym rozkazuję panu powrót ze wszystkimi jednostkami Sił Gwiezdnych do Układu Słonecznego. Może pan zostawić kilka okrętów, w tym po jednym przy każdym z pierścieni, w celu zapewnienia komunikacji i prowadzenia rozpoznania.

       Kyle, wiem, że masz ogromne aspiracje, i doceniam to. Nie mogę jednak oddać Ci okrętów i fabryk. Musimy się odbudować, ziom! Wygrałeś rzutem na taśmę, nie przeciągaj struny.

       admirał Jack Crow

      Usiadłem w fotelu dowódczym wyraźnie zachmurzony. Na pokładzie znajdowało się jeszcze trzech oficerów. Unikali mojego wzroku. Westchnąłem, ponownie przeczytałem wiadomość i skasowałem ją.

      Musiałem podjąć decyzję. Wykonać to, co wyglądało na rozsądny rozkaz z dowództwa, czy też zignorować wezwanie i prawdopodobnie