Название | Kontratyp. Joanna Chyłka. Tom 8 |
---|---|
Автор произведения | Remigiusz Mróz |
Жанр | Классические детективы |
Серия | Joanna Chyłka |
Издательство | Классические детективы |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-7976-030-5 |
Copyright © Remigiusz Mróz, 2018
Copyright © Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2018
Redaktor prowadząca: Monika Długa
Redakcja: Karolina Borowiec
Korekta: Magdalena Owczarzak
Projekt okładki: Mariusz Banachowicz
Projekt typograficzny, skład i łamanie: Stanisław Tuchołka / panbook.pl
Fotografie na okładce:
©Kamenetskiy Konstantin/Shutterstock
©Yury Taranik/ Getty Images
©NejroN/ Getty Images
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej: Dariusz Nowacki
Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.
eISBN 978-83-7976-030-5
CZWARTA STRONA
Grupa Wydawnictwa Poznańskiego sp. z o.o.
ul. Fredry 8, 61-701 Poznań
tel.: 61 853-99-10
fax: 61 853-80-75
www.czwartastrona.pl
Piotrowi, z podziękowaniem za złamany ołówek
Necessitas non habet legem.
Konieczność nie zna prawa.
Rozdział 1
Wachlarz
1
ul. Europejska, Wilanów
Obserwując innych, uczył się więcej o sobie niż o nich. Każda interakcja dawała mu coraz lepsze pojęcie o tym, jak dalece odbiega od ogółu i jak wiele musiałby zrobić, żeby społeczeństwo go zaakceptowało.
Widział to jak na dłoni teraz, kiedy przyglądał się kilku osobom w nowoczesnym domu nieopodal Jeziora Powsinkowskiego. Magdalena i Julian Brenczowie kupili budynek dwa lata temu i po gruntownym remoncie przenieśli się tutaj z Piaseczna. Pochodził jeszcze z lat sześćdziesiątych, ale po przebudowie przywodził na myśl nowoczesne perły miejskiej architektury rodem z postmodernistycznego katalogu.
Blondyna, który stał przed domem Brenczów, nie interesowała jednak ani zabudowa, ani mieszkający tutaj ludzie. Przyglądał się ich dzisiejszym gościom, którzy zjawili się na kolacji nieco spóźnieni. A konkretnie jednemu z nich.
Siostra Magdaleny, Joanna Chyłka, zachowywała się dokładnie tak, jak Blondyn się tego spodziewał. Po tym, jak zastawiła iks piątką cały chodnik, wyszła z auta i od razu sięgnęła po papierosa. Wypaliła go ekspresowo, a potem bez ceregieli wparowała do domu, nie czekając na zaproszenie i nie tłumacząc się ze spóźnienia.
Na początek rzuciła kilka luźnych uwag o tym, że dzięki takim spotkaniom pielęgnuje swoje najlepsze cechy: cierpliwość, wyrozumiałość i umiejętność śmiania się z najbardziej czerstwych żartów.
Julian skwitował to uśmiechem, Magdalena strategicznie milczała, a partner Chyłki starał się nieco łagodzić napięcie. Nawet kiedy udawało mu się to osiągnąć, efekt był krótkotrwały i prawniczka zaraz znajdowała nowy sposób, by dopiec siostrze. Blondyn wiedział, skąd biorą się te spięcia – jakiś czas temu Magdalena ściągnęła do Warszawy ich ojca, a wraz z nim całą przeszłość rodzinną, o której Joanna chciała za wszelką cenę zapomnieć.
Przejrzał jej życie na wylot. Ją samą także, choć nie miała o tym pojęcia.
Poznał ją z pewnością lepiej od mężczyzny, który tego dnia towarzyszył jej na kolacji u Brenczów. Z Kordianem Oryńskim była od niedawna, choć znali się od wielu lat. Kilkakrotnie się do siebie zbliżali, ale ostatecznie postawili kropkę nad i dopiero, gdy okazało się, że Chyłka mogła zostać zarażona retrowirusem HTLV.
Blondyn wygładził ciemny zarost otaczający usta i uśmiechnął się lekko. Nie wróżył im długiej przyszłości razem. Także ze względu na to, co dzisiejszego wieczoru zamierzał zrobić.
Przypatrzył się Chyłce, a potem upewnił się, że pojemnik z symbolem kwasu jest tam, gdzie być powinien.
2
Dom Brenczów, ul. Europejska
Joanna zerknęła na stojący przed nią kieliszek do wina. Jako jedyny był pusty – i jako jedyny znalazł się na stole nie po to, by go napełnić, ale jako niezbyt zawoalowany sprawdzian.
– To siostrzany test na kolejną nieplanowaną ciążę czy na powrót do picia? – odezwała się, wskazując szkło wzrokiem.
Magdalena otworzyła usta, by zaprotestować, ale w porę ugryzła się w język. Przez cały wieczór obydwa tematy stanowiły tabu i wszyscy robili, co mogli, by je sprawnie omijać.
Do czasu.
– Bez obaw – dodała Chyłka. – Żeby do czegoś wracać, trzeba najpierw z tego zrezygnować. A ja z tequilą emocjonalnie nigdy się nie rozstałam.
Magdalena nerwowo zerknęła na męża, jakby spodziewała się, że to on w porę uratuje sytuację.
– A jeśli chodzi o wyhodowanie kolejnego pasożyta, to ze względu na moją obecną drugą połówkę też odpada. Nie mogłabym z czystym sumieniem ryzykować przekazania dziecku genów kogoś, kto najchętniej żywiłby się kostkami lodu.
Oryński drgnął nerwowo, niepewny, w czym rzecz.
– Tego akurat nie mam w menu – odezwał się.
– Nie? A byłoby to dla ciebie idealne, wręcz wymarzone danie. Żadnych węglowodanów, tłuszczów trans, glutenu, laktozy i…
– I bez GMO – dopowiedział. – Racja.
Joanna powiodła wzrokiem po gospodarzach. Milczeli, po raz kolejny nie wiedząc, jak się zachować. Wyraźnie nie odnajdowali się w tej sytuacji, ale Chyłki specjalnie to nie dziwiło. Bodaj po raz pierwszy przyprowadziła do domu siostry osobę, z którą się związała. Innych mężczyzn trzymała od niej na dystans, jakby dzięki temu sama mogła zachowywać od nich odpowiednią odległość.
Julian długo zawieszał wzrok na oknie od strony ulicy i mrużył oczy, jakby kogoś tam zobaczył. Joanna obróciła się przez ramię, ale nikogo nie dostrzegła.
– To nie żarty – zaznaczyła. – Zordon ma naprawdę zrytą pacynę.
– Widziały gały, co brały – odparł.
– Bo złudzeniu się oddały.
– Niby jakiemu?
– Takiemu, że kiedyś zobaczą w tobie człowieka w pełni władz umysłowych.
Chyłka jeszcze raz zerknęła w stronę okna, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że jest obserwowana. Może wynikało to z nadmiernie czujnego spojrzenia Brencza, a może z tego, że od pewnego czasu dybało na nią więcej osób niż na niejednego polityka.
W końcu potrząsnęła głową i uznała, że przesadza.
– Nie mówię, żebyś był jak paleolityczny myśliwy i polował na mamuty z włócznią prostą…
– Nie?
– …ale dobrze byłoby czasem zjeść w towarzystwie kogoś, kto nie wślepia się w rostbef, jakby chciał urządzić pogrzeb bydlakowi, dzięki któremu mogę rozkoszować się kawałkiem mięsa – odparła Joanna, a potem skupiła wzrok na Julianie. – Choć ostatecznie lepsze to niż mąż permanentnie wyglądający, jakby zobaczył creepypastę.
Julian w końcu się otrząsnął i zorientował, że mowa o nim.
– Co? – spytał.
– Wiesz, te krótkie, niby straszne opowiadania. Jak to, że Zordon zgubił się kiedyś nocą w gęstym, mrocznym lesie na Mazurach. Nie słyszałeś o tym?
– Nie.
– Krążył