Deniwelacja. Remigiusz Mróz

Читать онлайн.
Название Deniwelacja
Автор произведения Remigiusz Mróz
Жанр Крутой детектив
Серия Komisarz Forst
Издательство Крутой детектив
Год выпуска 0
isbn 978-83-8075-286-3



Скачать книгу

z nieznajomymi.

      – Aż do tego stopnia, żeby wyłączać komórkę? To chyba przesada.

      Mogła zgodzić się z Osicą, ale nie odezwała się słowem. Spojrzała na telefon, a potem spróbowała jeszcze raz. Efekt był taki jak poprzednio.

      – Jeśli nie chcę z kimś rozmawiać, zazwyczaj po prostu to oznajmiam – zauważył Edmund. – Ewentualnie po prostu nie odbieram lub odrzucam. Ale…

      – Nie pan jeden.

      – Więc dlaczego ten człowiek zwyczajnie tego nie zrobił?

      – Nie wiem.

      Nie miała zamiaru snuć hipotez, gdy nie było na czym ich oprzeć. Wybrała kolejną kombinację, po czym wypróbowała pozostałe. Szybko przekonała się jednak, że jedynie numer z trójką był przypisany do abonenta.

      Wymienili się z Osicą bezsilnymi spojrzeniami.

      – Rozumiem, że to nie Forst odebrał? – spytał inspektor.

      – Nie.

      – Jest pani pewna?

      – Absolutnie – zapewniła. – I jestem też pewna, że nigdy wcześniej tego głosu nie słyszałam.

      Edmund wyciągnął paczkę viceroyów i otworzywszy ją, skierował w stronę Dominiki. Ta zbyła tę propozycję milczeniem.

      – I on też pani nie rozpoznał? – dodał Osica z papierosem w ustach.

      – Zamieniliśmy raptem dwa słowa.

      – Z samego tonu może pani to wywnioskować.

      – A więc wnioskuję, że nie. Nie wydawało się, że mnie zna.

      Przez kilka chwil trwali w milczeniu, a Wadryś-Hansen przyglądała się smugom dymu, które wypuszczał inspektor. Wokół życie biegło normalnie, turyści przechadzali się niespiesznie Krupówkami, wodząc wzrokiem po szyldach restauracji i szukając okazji, by za jak najmniej napełnić żołądek jak najbardziej. Gdzieś z oddali dobiegało nawoływanie pracownika jednej z knajp, który zapraszał na domowe obiady.

      Dominika miała wrażenie, że znajduje się w innym, surrealistycznym świecie.

      Co to wszystko miało znaczyć? Pusty pokój oklejony żółtymi kartkami, numer telefonu nieznanego mężczyzny, a w dodatku koszula Forsta na jednej z ofiar?

      Uznała, że najwyższa pora się z nim skontaktować. Problem stanowił jedynie Osica, którego musiała się pozbyć. Namyślała się przez moment.

      Nie, inspektor nie był jedynym problemem. Nie bez powodu skasowała wszystkie SMS-y od Forsta, łącznie z tym, który dostała stosunkowo niedawno. Wiedziała, że jeśli Wiktorowi zostaną postawione zarzuty, jego bilingi staną się przedmiotem zainteresowania służb. Każdy kontakt z nim mógł okazać się dla niej tragiczny w skutkach.

      Tak wyglądała jedna strona medalu. Druga sprowadzała się do tego, że w tej chwili Dominika nie miała wielkiego wyboru.

      Szybko napisała SMS. Osica o nic nie pytał, najwyraźniej uznał, że kontaktuje się z kuzynką lub inną osobą opiekującą się dziećmi w Krakowie.

      Wysłała wiadomość, a potem schowała telefon do torebki, jakby nigdy nic.

      – Chyba pozostaje nam przepychanka z operatorem – zauważył Edmund.

      – Chyba tak.

      Ruszyli niespiesznie w stronę Kościuszki, oboje zdając sobie sprawę z tego, że i tak przyjdzie im jeszcze trochę poczekać w salonie. Osica tęsknie popatrzył na mijaną Stek Chałupę i Wadryś-Hansen przez moment obawiała się, że za chwilę dostanie propozycję, by coś zjedli.

      Zamiast tego jednak usłyszała pytanie.

      – Co może pani o nim powiedzieć?

      – Słucham?

      – O właścicielu numeru.

      – Niewiele. Słyszał pan niemal całą rozmowę.

      – W jakim był wieku?

      – Trudno stwierdzić – odparła, a potem westchnęła. – Miał koło czterdziestki, może pięćdziesiątki. Raczej nie mniej.

      – Uprzejmy? Opryskliwy?

      – Neutralny, panie inspektorze – powiedziała z nadzieją, że skończą temat. Nie było sensu snuć teraz rozważań. Kiedy zbierze się grupa śledcza, Dominika i tak wszystko powtórzy. Choć „wszystko” w tym przypadku było niemalże synonimem słowa „nic”.

      Kiedy dotarli do salonu, oboje musieli przyznać, że najwyraźniej zagalopowali się w swoim czarnowidztwie. Pracownik zapewnił, że szef regionu przekaże im wszystkie informacje, jakich potrzebują.

      – To ma związek z tymi ciałami pod Giewontem, prawda? – zapytał. – I z tym przy Orkana?

      Żadne nie odpowiedziało, co właściwie było potwierdzeniem, że tak w istocie jest. Tyle że ani Osica, ani Wadryś-Hansen sami nie byli co do tego przekonani.

      Gdy zjawił się przełożony chłopaka, sprawa zamgliła się jeszcze bardziej. Sieć szybko ustaliła, że numer przypisany jest do karty pre-paid kupionej jakiś czas temu przez internet. Dominika podziękowała w duchu za to, że stało się to już po tym, jak wszedł w życie obowiązek rejestrowania wszystkich kart.

      Ta należała do osiemnastoletniej dziewczyny z Kamienia Pomorskiego.

      Prokuratura szybko ją sprawdziła.

      Drugi koniec Polski. Zero powiązań z Wiktorem Forstem. Uczennica liceum ogólnokształcącego. Dobre oceny, dobre opinie nauczycieli.

      To wszystko nie miało według Wadryś-Hansen żadnego sensu. Dlaczego jej numer figurował na ścianie mieszkania byłego komisarza?

      Wiedziała, że musi z nią porozmawiać. Obawiała się jednak, że niełatwo będzie znaleźć odpowiedzi, których desperacko poszukiwała.

      10

      Uderzenie było celne i mocne, niemal jak bunker shot, wybicie piłki golfowej z piasku. Forst nie zdążył zareagować, a chwilę potem opadła go zupełna ciemność.

      Kiedy otworzył oczy, uświadomił sobie, że to wszystko to nie koszmar. Naprawdę podążył drogą, której nigdy nie powinien obierać. Prześledził trop w Polsce, a potem przyleciał tutaj, do Hiszpanii, by ruszyć nim dalej.

      A teraz trafił na ślepą uliczkę.

      Skąd wiedzieli, kim naprawdę był?

      Nikt go nie zdradził, co do tego miał pewność. I to nie dlatego, że z natury ufał ludziom – wynikało to z faktu, że w całą sprawę wtajemniczona była tylko jedna osoba. Osoba, która niczego nie zyskałaby, donosząc o jego prawdziwej tożsamości.

      Powiódł wzrokiem dokoła. Znajdował się w niewielkim, niewykończonym budynku. Sprawiał wrażenie dobudówki do czegoś większego, w stanie najwyżej deweloperskim. Wiatr śmigał między pustymi oknami, ale nie chłodził, temperatura nadal była wysoka.

      A może to nie z jej powodu było mu gorąco.

      – Najwyższa pora – odezwał się ktoś po polsku.

      Wiktor spojrzał w kierunku wyjścia z budynku. Ostre słońce zalewało część wnętrza promieniami i Forst potrzebował chwili, by zobaczyć mężczyznę. Nie znał go. Tego stojącego obok dobrze jednak zapamiętał. I przypuszczał, że wspomnienie sceny, w której zamachiwał się wilsonem, będzie w jego wspomnieniach wyraźne przez długi czas.

      – Poznaj Borysa – odezwał się Bałajew, wskazując Polaka.

      Wiktor splunął na bok krwią.

      – Muszę?

      – Obawiam