Название | Ekspozycja |
---|---|
Автор произведения | Remigiusz Mróz |
Жанр | Триллеры |
Серия | Komisarz Forst |
Издательство | Триллеры |
Год выпуска | 0 |
isbn | 978-83-8075-028-9 |
– Będzie pani żałowała – wydukał Edmund. – Będzie pani błagała Boga, żeby cofnął czas…
– Nie sądzę.
– To, co pani robi, to poważne przestępstwo – odparł podinspektor.
– Co robię? Do nikogo nie celuję, nikomu nie grożę.
– Wszyscy wiemy, że to bzdura – zaoponował Edmund, spoglądając po siedzących przy stole ludziach. Na dłużej zawiesił wzrok na gospodyni, która patrzyła na niego z odrazą.
– Zdrajca narodu – syknęła.
– Słucham?
– Ślepia wykolę – odezwała się babinka. – Niech nie zezuje.
Osica oderwał od niej spojrzenie. Skupił się na powrót na dziennikarce.
– Wie pani, że ten sukinsyn potrafi urobić – oznajmił.
– Oczywiście.
– Zmanipulował obie panie – dodał Edmund, nie patrząc jednak na starą. – I nie będzie z tego nic dobrego. Ani dla niego, ani dla was. Musicie zdawać sobie z tego sprawę.
Forst przypuszczał, że dowódca będzie próbował zasiać ferment między nim a Szrebską. Nie miał innego wyjścia, bo inaczej z tej sytuacji nie sposób było się wyplątać. Osica nie był jednak mistrzem perswazji, a nawet gdyby, Wiktor był pewien, że Olga się od niego nie odwróci.
Nie żeby jej ufał – co to, to nie. Wiedział jednak doskonale, że nagroda Grand Press i rozgłos jaki zyska sprawiały, że gra była dla niej warta świeczki.
– Wszyscy wiemy też, że do mnie nie strzeli.
– Jeśli chcesz się przekonać, Edmund, to wykonaj jakiś ruch, który mnie zaniepokoi.
Osica nawet na niego nie spojrzał. Skupiał całą uwagę na Oldze.
– Może gdyby wiedziała pani, co zrobił mojej córce, nie pokładałaby pani…
– Lubi pan tak ględzić, co? – ucięła Szrebska. – Ale obawiam się, że nie mamy na to czasu. Musimy się stąd zbierać.
– Dokąd?
Forst wzruszył ramionami.
– Jest pewne miejsce, gdzie możemy znaleźć odpowiedzi – odparł. – A ty przez część drogi będziesz nam towarzyszył. Potem wysadzimy cię w jakimś ustronnym miejscu.
Osica milczał.
– A teraz chciałbym dostać samochód i trochę pieniędzy – dodał Wiktor. – I paczkę fajek.
Forst obrócił się w kierunku wejścia. Kaśkiewicz opierała się o futrynę, rozkładając szeroko ręce. Jak zawsze w takich sytuacjach, wszyscy starali się stwarzać wrażenie, że nie dzieje się nic nadzwyczajnego. Miało to wpływać na podświadomość przestępcy – i mimo że było kompletnie bzdurnym podejściem, praktykowano je bezustannie.
– Życzyłbym sobie, żeby fajki pojawiły się już – dodał Wiktor, podnosząc wzrok na blondynkę. – Albo inspektor odniesie pierwsze rany.
Policjantka ani drgnęła. Zerknęła na Osicę i dopiero gdy ten skinął lekko głową, obróciła się przez ramię i wydała kilka krótkich rozkazów. Po chwili jeden z policjantów podał jej paczkę elemów lightów. Forst spojrzał na nią z dezaprobatą.
– Co teraz? – zapytał Edmund. – Wypalisz papierosa, potem drugiego… trzeciego i czwartego, ale twoja sytuacja się nie zmieni. Wiesz dobrze, jak to wszystko działa.
– Wiem.
– Więc zdajesz sobie sprawę, że jakikolwiek samochód dostaniesz, będzie miał nadajnik GPS. Jakąkolwiek forsę ci dadzą, będzie znaczona. I jakiekolwiek papierosy zapalisz, będą spryskane jakimś środkiem, który…
– Nie fantazjuj, Edmund. Paczka jest fabrycznie zamknięta.
– Już nie takie rzeczy robiliśmy.
– Starasz się wpędzić mnie w paranoję? Uważaj, bo mogę stać się nieobliczalny.
Osica uśmiechnął się niewyraźnie.
– Nie staniesz się – odparł. – I czego byś teraz nie powiedział, wątpię, żeby…
– Kaśkiewicz – rzucił Wiktor. – Zamknij drzwi, z łaski swojej.
Policjantka wbiła w niego wzrok, najpewniej zastanawiając się, czy ocena Osicy jest zgodna z prawdą. Forst przypuszczał, że dowódca ma mniej więcej dziewięćdziesięcioprocentową pewność, że do niego nie strzeli. W przypadku zagrożenia życia jednak nawet jeden promil wystarczyłby, żeby tańczyć tak, jak zagra facet trzymający broń.
– Nie ma mowy – powiedziała.
– Zamykaj drzwi, albo strzelę.
– Nie.
Forst skinął głową. Potem pociągnął za spust.
17
Wolałby, żeby drzwi były zamknięte. Nie byłoby ryzyka, że któryś z funkcjonariuszy przedwcześnie zareaguje, narażając życie swojej dowódczyni i postrzelonego inspektora.
Kaśkiewicz na szczęście zachowała zimną krew. Widząc, że był to pojedynczy strzał, natychmiast krzyknęła, by reszta zachowała spokój i wstrzymała ogień.
Wiktor nie patrzył nawet w kierunku jej ludzi. Obserwował wyjącego z bólu Osicę, który ściskał się za przegub ręki. Dłoń krwawiła obficie, ale Forst miał nadzieję, że nie uszkodził jej na stałe. Celował wprawdzie w skraj śródręcza, ale wszystko działo się na tyle szybko, że nie mógł być pewien, czy nie przestrzelił jakiegoś ścięgna.
– Ty skurwysynu! – ryknął Edmund, a potem wydał z siebie przeciągły jęk. – Przestrzeliłeś mi rękę!
Forst spojrzał na dziennikarkę. Wyglądała, jakby była zaskoczona i trudno było jej się dziwić. Cóż, mógł ją uprzedzić.
Przeniósł wzrok na dłoń dowódcy i zalany krwią stół. Nie wyglądało to najlepiej, ale Wiktor nie miał innego wyjścia. Gdyby nie okazał bezkompromisowości, obezwładniliby go zaraz po opuszczeniu budynku.
Kaśkiewicz nadal uspokajała swoich ludzi.
– Szrebska – odezwał się. – Zatamuj krwawienie.
Olga podniosła się, niepewnie patrząc na rannego policjanta. Ten wciąż cedził przekleństwa, ściskając nadgarstek z całej siły.
– Ręce precz! Psychopaci zasrani!
Zareagował gorzej, niż Wiktor się spodziewał, ale tym lepiej dla ogólnego efektu. Za jakiś czas podinspektor zapewne zrobi wszystko, by odpłacić mu pięknym za nadobne, ale innego wyjścia nie było.
– Ma pani jakiś spirytus? – zapytała Szrebska, patrząc na gospodynię.
Staruszka z przestrachem obserwowała całą sytuację. Przez moment trwała w bezruchu, a potem wskazała dziennikarce komórkę, w której wcześniej się chowali.
– Tam znajdzie się jakaś butelka… niegdyś mąż pędził samogon.
Olga wyjęła spirytus i obficie oblała nim ranę. Potem staruszka wskazała jej, gdzie trzyma gazę. Osica protestował, ale Szrebskiej udało się założyć całkiem przyzwoity opatrunek.
Wiktor nie odrywał wzroku od Kaśkiewicz. Nie wydawała żadnych rozkazów, ale nie musiała. Ktoś na zewnątrz z pewnością wezwał już ABW lub antyterrorystów. Forst miał tylko nadzieję, że nikt nie pomyśli