Rewizja. Joanna Chyłka. Tom 3. Remigiusz Mróz

Читать онлайн.
Название Rewizja. Joanna Chyłka. Tom 3
Автор произведения Remigiusz Mróz
Жанр Классические детективы
Серия Joanna Chyłka
Издательство Классические детективы
Год выпуска 0
isbn 978-83-7976-398-6



Скачать книгу

że z tego samego źródła, któremu zawsze ufałaś.

      Przytrzymała przez chwilę jego wzrok, a potem wsiadła do samochodu. Zapuściła silnik i otworzyła okno.

      – Mam swoją robotę, wy swoją – powiedziała. – Nie wchodźcie mi w paradę.

      Zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, wdusiła pedał gazu. Iks piątka zamruczała przyjemnie, a Joanna szybko sięgnęła po pilota od bramy. Wyjechała na ulicę, krzywiąc się przed promieniami słońca. Sięgnęła po duże przeciwsłoneczne okulary od Raybana. Założyła je i skwitowała w duchu, że czas na konfrontację z zabójcą.

      10

      Restauracja Downtown, InterContinental

      Kordian był zaskoczony, kiedy patron poinformował go, że to właśnie z nim chce się widzieć przedstawiciel Salusa. Młody prawnik spodziewał się z tego tytułu pewnych problemów, ale co by nie mówić o Buchelcie, trudno było mu zarzucić zawiść. Oznajmił aplikantowi beznamiętnym głosem, że jest proszony na obiad do InterContinentalu, a potem podał mu godzinę.

      Oryński siedział teraz przy stoliku niedaleko okna, czekając na człowieka, z którym miał się spotkać. Z restauracji rozpościerał się widok na centrum Warszawy, z górującym nad placem Defilad Pałacem Kultury. Wszystko było tu ekskluzywne, a ludzie spotykający się w takich miejscach musieli czuć się jak panowie świata. Spoglądali z góry na tłumy zmierzające do Złotych Tarasów, obserwowali turystów wylewających się z autobusów na parkingu pod Pałacem, w końcu odprowadzali wzrokiem wyładowane po brzegi autobusy MZA. W dodatku wystrój wnętrz stwarzał poczucie niekwestionowanego luksusu.

      Można było zapomnieć, że Warszawa w niejednym rankingu ekonomicznym zajmuje miejsce niższe od miast Ameryki Południowej. Niemal w każdym prześcigają ją natomiast słowacka Bratysława, czeska Praga, brudne greckie Ateny czy Sankt Petersburg. W Mercerze była nawet za Ameryką Środkową, ale sytuację ratował pewien ranking ONZ. W nim polska stolica ulokowała się dość wysoko, bo na piętnastym miejscu na świecie. Pech chciał, że zestawienie dotyczyło miast, w których najłatwiej stracić życie.

      Mimo to Oryński czuł się, jakby stał na szczycie świata. Odsunął myśli o rankingach i skupił się na menu wydrukowanym na porządnym kredowym papierze. Nie zauważył przez to, że ukradkiem podszedł do niego kelner.

      – Dzień dobry panu – powiedział mężczyzna starszy o dobre dziesięć lat.

      – Dzień dobry – odparł Kordian, rozglądając się.

      Kelner również powiódł wzrokiem wokół i dopiero po chwili zreflektował się, czego szuka klient.

      – Pański towarzysz prosił przekazać, że niestety spóźni się z powodów od niego niezależnych.

      – Rozumiem.

      – Dodał również, by zamówił pan coś dla siebie.

      – Mhm.

      – Jeśli mogę polecić… – zaczął mężczyzna i pochylił się nad menu. – Stali klienci wyjątkowo cenią sobie naszą wołowinę amerykańską U.S. Longhorn. Równie dużym zainteresowaniem cieszy się francuska Charoluxe.

      – Ach, tak?

      – Do tego polecam czerwone wino Próximo Marques De Riscal, hiszpańskie, czteroletnie. Nie będzie pan żałował.

      – Rozumiem, rozumiem… – odparł Kordian, przeglądając menu. Nie było w nim zbyt wielu pozycji. – A łososia macie?

      – Naturalnie. Serwujemy świeże ryby, homary oraz ostrygi.

      – Więc może tego łososia poproszę.

      – Oczywiście – odparł mężczyzna i wyprężył pierś. – Jest to wędzony na zimno łosoś bałtycki z purée z pieczonych papryk i emulsją chrzanową.

      – Brzmi świetnie.

      – Wino białe, ma się rozumieć?

      – Ma się rozumieć.

      – Czy Chablis Louis Jadot będzie odpowiednie?

      – W sam raz – odparł Oryński, starając się nie zdradzić emocji w głosie. Nazwa zapadła mu w pamięć, bo kiedy przeglądał menu, zobaczył, że lampka tego trunku kosztuje pięćdziesiąt sześć złotych.

      Było to jednak nic w porównaniu z irlandzką wołowiną, za którą trzeba by zapłacić sto siedemdziesiąt pięć złotych.

      – Podać butelkę?

      Kordian odchrząknął.

      – Nie, nie, wystarczy kieliszek.

      – Wybornie.

      Kelner zamknął menu i zabrał je ze sobą. Młody prawnik miał nadzieję, że zaproszenie od Salusa wiązało się z pokryciem rachunku. Wprawdzie jako junior associate zarabiał całkiem przyzwoicie, ale z pewnością nie tyle, by wydawać pięć dych na kieliszek wina, które z całą pewnością będzie kwaśne.

      Po chwili przekonał się, że był w błędzie. Chablis okazało się całkiem niezłe. Łosoś wyglądał natomiast, jakby pochodził z krainy liliputów. Dopiero po chwili Kordian uzmysłowił sobie, że danie to jest przystawką. Trudno, zje coś więcej, kiedy zjawi się rozmówca.

      Oryński zastanawiał się, kim jest człowiek, z którym ma się spotkać. Z pewnością to nikt wysoko postawiony – tacy rozmawiali wyłącznie z Lwem Bucheltem. Z drugiej strony, może w Salusie także uznano, że stary adwokat niebawem przejdzie na emeryturę i warto nawiązać dobre relacje z młodym pokoleniem?

      Po sprawie z Chyłką i Szlezyngierem Kordian miał świetną opinię w środowisku biznesowym. Pokazał się jako prawnik, który przedłożył dobro klienta nad względy moralności. Stanął w obronie wiążącej ich umowy i pokazał, że business is business. Nie ma w nim miejsca na ludzkie odruchy.

      Spuścił wzrok na talerz z niewielkim kawałkiem ryby. Prawda była taka, że przez pierwsze tygodnie czuł się podle. Nie dość, że nie stanął murem za Chyłką, to jeszcze znalazł się po tej stronie barykady, po której nigdy nie chciał być. Tej niewłaściwej. Tej, gdzie liczyły się kasa, reputacja i klienci.

      Napił się wina i oblizał usta. Można było narzekać na rozmiar dania, ale smak zwalał z nóg. Z wołowiną pewnie byłoby podobnie. Joanna czułaby się tutaj jak w raju.

      Westchnął, podnosząc wzrok. Zobaczył mężczyznę w garniturze, który właśnie wchodził do restauracji. Kelner natychmiast do niego podszedł i zasłonił Oryńskiemu nowo przybyłego.

      Kordian wygładził krawat i poprawił poły marynarki. To mógł być początek pięknej, długoletniej znajomości. Jednej z tych, które ustawiają człowieka na całe życie. Salus najwyraźniej planował pozostać z Żelaznym & McVayem na dłużej, a on będzie tym, który przypieczętuje tę sprawę.

      Kelner odwrócił się i ruszył w kierunku Kordiana. Aplikant podniósł się, ale kiedy jego wzrok padł na mężczyznę, zamarł.

      Przez moment nie rozumiał, co się dzieje. Potem mimowolnie opadł z powrotem na krzesło. Czuł, jak krew odpływa mu z twarzy.

      Pracownik Downtown podprowadził gościa do stolika, przyjął zamówienie, a potem się oddalił. Udawał, że nie odnotował napiętej atmosfery i reakcji młodego prawnika.

      Oryński nie mógł się poruszyć. Patrzył na przedstawiciela Salusa, ale nie rozumiał.

      – Minęło trochę czasu – odezwał się Piotr Langer.

      Kordian obserwował, jak przybysz siada po drugiej stronie stolika, ale mógłby