Od pierwszego wejrzenia. Kristen Ashley

Читать онлайн.
Название Od pierwszego wejrzenia
Автор произведения Kristen Ashley
Жанр Остросюжетные любовные романы
Серия Rock Chick
Издательство Остросюжетные любовные романы
Год выпуска 0
isbn 978-83-287-1438-0



Скачать книгу

nawiedzone szlaki wśród pól kukurydzy?

      – Tak, w Thornton. Najstraszniejsza atrakcja w Denver. Indy i Ally jeżdżą tam co roku. Czemu pytasz?

      – Takie pola są straszne.

      Zamilkł.

      – Jesteś z Indiany – rzekł po chwili. – Jak, do cholery, możesz się bać kukurydzy?

      – Nie chodzi o kukurydzę, tylko o pola w nocy. A nuż jakieś nawiedzone?

      – A łaziłaś już kiedyś po nawiedzonym polu?

      – Kolo – obniżyłam głos. – Wszystkie pola kukurydzy są nawiedzone, to powszechnie znany fakt. – Uniosłam się na łokciach. – Szepty się tam rozchodzą… – Zadrżałam, bo wspomnienie szepczących pól mnie rozwalało. Każdy powinien bać się czegoś takiego.

      Uniósł mnie z łóżka i przycisnął do swojego ciała. Czułam, że się śmieje, choć tego nie słyszałam.

      – Czy ty przed chwilą zwróciłaś się do mnie per kolo?

      – Tak. No i?

      Przegarnął dłonią moje włosy.

      – A co jest w tym złego? – zapytałam, ale nie odpowiedział od razu.

      – Czasu by nam zabrakło, żeby omówić wszystkie wady słowa „kolo”. A mamy ważniejsze sprawy do omówienia. Jeśli jednak zostanę przy tobie chwilę dłużej, nabiorę ochoty na zupełnie inne ćwiczenia, one jednak nie pomogą Shamusowi utrzymać formy.

      Musnął wargami moje usta, zamrowiły jeszcze przyjemniej niż skóra głowy pod jego dotykiem.

      – Kawa jest w lodówce, młynek w szafie nad ekspresem. Częstuj się, ale nic nie jedz, bo zabieram cię na śniadanie do Dozen.

      – Dobra. – Zapatrzyłam się w jego usta.

      – Roxie?

      – Hm? – Czy on coś mówił? Nie uważałam, jego dolna warga była taka piękna!

      – Przyglądaj mi się tak dalej, a wezmę cię po raz kolejny. Ale skoro to ja odwalam większość łóżkowej roboty, będziesz potem musiała zabrać Shamusa na przebieżkę!

      Zmrużyłam oczy.

      – Ty odwalasz większość roboty?

      Uśmiechnął się.

      – Czy mam ci przypomnieć, Hanku Nightingale, jak za pierwszym razem nie pozwoliłeś się dotknąć, a za drugim, gdy spróbowałam cię dosiąść, przewróciłeś mnie na plecy?

      Znowu mnie pocałował.

      – Niczego nie musisz mi przypominać – szepnął, na moment odrywając usta od moich. – Pamiętam każdą sekundę!

      Zamilkłam, bo wspomnienie i mnie odebrało oddech.

      – Wracam za trzy kwadranse, za godzinkę może. Zaczekaj na mnie, razem się wykąpiemy.

      Pokiwałam głową. Gdzieś po niej kołatało się przeświadczenie, że strasznie się rządził, ale nie przeszkadzało mi to.

      – Chyba się jeszcze chwilkę zdrzemnę – powiedziałam mu. – Obudź mnie, jak wrócisz.

      Przytulił mnie mocniej, gdy to usłyszał, zapadłam się w niego. Chyba tracił motywację do biegania. Spojrzałam w stronę łóżka, przy którym Shamus siedział zniecierpliwiony, z wywalonym językiem, merdając ogonem.

      – Pies czeka – poinformowałam Hanka, jakby nie było to dość oczywiste.

      Hank nie odrywał ode mnie wzroku. Patrzył intensywnie, prosto w moje oczy, i czułam, że mój oddech staje się coraz płytszy.

      – Co jest? – spytałam.

      – Ta myśl – rzekł cicho, gładząc mnie po boku – że śpisz w moim łóżku, jest bardzo przyjemna.

      Gardło ścisnęła mi przedziwna mieszanka niepokoju i wzruszenia, przerażająca i jednocześnie bardzo podniecająca. Przełknęłam, usiłując pozbyć się tego napięcia, a potem wtuliłam twarz w jego szyję.

      – Hank – szepnęłam. – Nie spodoba ci się to, co usłyszysz przy śniadaniu. Proszę cię w imieniu osoby, którą wydaje ci się, że jestem, nie…

      – Jesteś jakąś inną osobą? – przerwał mi.

      Pokręciłam głową, spojrzałam mu w oczy.

      – Nie, ale gdy usłyszysz, co mam do powiedzenia, możesz tak pomyśleć.

      Przez moment tylko na mnie patrzył, a potem nagle wyciągnął mnie spod kołdry i usadził na swoich kolanach. Okrył moje nagie ciało kołdrą, żebym nie zmarzła, po czym ujął moją twarz w dłonie.

      – Kochanie, mam trzydzieści pięć lat i zaliczyłem o wiele więcej kobiet niż ty facetów. Jestem już na tym etapie, że potrafię określić, czego pragnę. Wiem, że czegoś chcę, gdy tylko to zobaczę. I wierz mi, jesteś najciekawszą osobą, jaką wypatrzyłem od bardzo długiego czasu.

      A niech to. Próbowałam przyswoić znaczenie tych słów.

      – Co więcej, w pracy stykam się codziennie z rdzą, która przeżera krawędzie cywilizacji, i jakoś muszę sobie z tym radzić. Potrafię rozpoznać dobrego człowieka. Potrafię również rozpoznać złego. Znam dobrych ludzi, których życie zmusiło do złych czynów, i złoczyńców robiących dobre uczynki.

      Patrzyłam na niego zauroczona tym, co mówił.

      – Wiem, którym typem osoby jesteś, i nic, co mi powiesz przy śniadaniu, tego nie zmieni. A gdy teraz będę biegał, w głowie będę mieć tylko jedną myśl: że twoje fantastyczne, nagie ciało spoczywa w moim łóżku.

      Przebiegł mnie dreszcz.

      – Wow… – szepnęłam.

      – Więc przestań się zamartwiać – dokończył.

      Pokiwałam głową. Poczułam jego dłoń zjeżdżającą wzdłuż moich pleców.

      – Jeszcze jedno, Roxanne…

      Przytaknęłam ponownie, ale jego słowa tłukły się w mojej głowie i nie byłam pewna, czy jestem gotowa na „jeszcze jedno”.

      – Mówiłem poważnie, gdy w nocy wspomniałem o nas. Wiem, że się boisz…

      – Nie boję się! – skłamałam odruchowo.

      – Cicho! – Objął mnie mocniej.

      Umilkłam.

      – Uważasz, że za bardzo się spieszymy.

      – Tu się zgadzamy – wtrąciłam się znów.

      Pokręcił głową i uśmiechnął się.

      – To już się stało, zrozum to. W chwili, w której wślizgnąłem się w ciebie, stało się.

      Poczułam przyjemny skurcz w dole brzucha.

      – Już to mówiłeś.

      – Muszę wiedzieć, że jesteś tego świadoma.

      – Dlaczego?

      – Bo cokolwiek mi powiesz za kilka godzin, to sprawi, że się zaangażuję.

      – To chyba nie o to chodzi – sprzeciwiłam się.

      – Właśnie o to.

      – Whisky…

      – Już się zaangażowałem.

      – Nie wydaje mi się.

      Zmarszczył brwi.

      – Nie