Zła wola. Jorn Lier Horst

Читать онлайн.
Название Zła wola
Автор произведения Jorn Lier Horst
Жанр Ужасы и Мистика
Серия Mroczny zaułek
Издательство Ужасы и Мистика
Год выпуска 0
isbn 9788366420137



Скачать книгу

jaką operacją dowodzi Gram. Oficer łącznikowy potwierdził przyjęcie zgłoszenia, nie zadając zbędnych pytań.

      Wielu konwojentów miało drobne rany cięte twarzy i krwawiło z nosa i uszu. Gram rozkazał dwóm z nich wrócić do samochodu i przynieść apteczkę i broń. Jeden z policjantów zajął miejsce Wistinga.

      Odezwała się radiostacja. Inny, bardziej władczy głos poprosił Grama o złożenie raportu.

      Gram spojrzał w stronę polnej drogi, którą uciekł Kerr, po czym zameldował:

      – Nie kontrolujemy obiektu. Jest uzbrojony i porusza się pieszo w kierunku południowo-wschodnim.

      – Trzeba zarządzić blokadę dróg – powiedział Wisting. – I niech przyślą śmigłowiec.

      Gram ponownie sięgnął po nadajnik radiowy. Dobrze znał teren, więc poprosił o rozmieszczenie punktów kontrolnych na skrzyżowaniach i w innych strategicznych miejscach.

      – Proszę również o wsparcie Heli 3-0 i skompletowanie załogi Uniform 3-0 – mówił dalej.

      Uniform 3-0 to była łódź policyjna. O tej porze roku zwykle cumowała przy nabrzeżu.

      – Przyjąłem – padła odpowiedź.

      Stiller rozmawiał przez telefon. Zakończył rozmowę i podszedł do nich. Twarz miał brudną od ziemi i piasku.

      – Mam do dyspozycji cywilny zespół rozpoznawczy, który kontroluje okoliczne drogi – wyjaśnił. – Cztery jednostki.

      Zatrzeszczał radionadajnik.

      – Śmigłowiec LPR jest już w drodze – zameldował oficer łącznikowy. – Centrum Powiadamiania Ratunkowego wysłało pięć karetek, w tym jedną specjalistyczną.

      Gram potwierdził odbiór wiadomości.

      Bez przerwy przychodziły nowe zgłoszenia. Jednostki, które były w drodze, zgłaszały swoją pozycję i przewidywany czas przybycia na miejsce. Gram odpowiadał na zgłoszenia i kierował załogami.

      Sytuacja wokół nich powoli zaczęła się klarować. Ranni otrzymali pierwszą pomoc przedmedyczną. Chwilowo niewiele więcej można było dla nich zrobić.

      Wisting spojrzał na nieprzytomnego dwudziestokilkuletniego policjanta. Prowizoryczny opatrunek wokół jego kostki przesiąkł, ale wyglądało na to, że krwawienie zostało zatamowane. Twarz również miał zakrwawioną, a mundur cały w strzępach.

      – Wszystko będzie dobrze – zapewnił go Hammer. – Nie ma żadnych poważnych obrażeń zewnętrznych poza tą stopą.

      – Najbardziej martwię się o to, że ciśnienie mogło spowodować uraz wewnętrzny – powiedział Stiller i rzucił okiem na policjanta, który kaszlał i pluł krwią. – Że mogą mieć uszkodzone płuca.

      Hammer podniósł z ziemi kurtkę, włożył ją.

      – Co się właściwie stało? – spytał, rozglądając się dookoła.

      Wisting obszedł krater, przyjrzał się ziemi i już po chwili znalazł to, czego szukał. W trawie leżała żyłka wędkarska.

      – Zaczepił o nią nogą – stwierdził Hammer.

      Chwycił żyłkę i przyciągnął ją do siebie. Na jej końcu wisiała zawleczka granatu ręcznego.

      – Przebiegając przez otwór w ogrodzeniu, spowodował wybuch granatu – skomentował.

      Komisarz spojrzał w głąb polnej drogi, którą uciekł Kerr. W ich kierunku szedł przewodnik psa. Dłonie i mundur miał poplamione krwią owczarka, który leżał gdzieś w lesie.

      Z oddali dobiegało wycie syren.

      Przewodnik psa ściszył dźwięk w krótkofalówce, którą miał przyczepioną do kieszeni na piersi, i rozejrzał się dookoła zagniewany. Jego wzrok zatrzymał się na adwokacie Kerra, jakby wszystko, co się stało, to była jego wina.

      – Kurwa, miał pistolet! – zawołał. – Ktoś mu go dostarczył.

      Policjanci, których Gram wysłał do samochodu po broń i apteczkę, byli już z powrotem. Jeden z nich niósł też mapę. Kiedy ją rozłożył, natychmiast otoczyli go inni funkcjonariusze. Wisting stanął nieco z tyłu, a mimo to zdołał zorientować się w sytuacji. Dostrzegł strumień i zaznaczoną przerywaną linią polną drogę, którą uciekł Tom Kerr. Ścieżka łączyła się z prywatną drogą prowadzącą do osiedla domków letniskowych, położonych w pobliżu wybrzeża szkierowego.

      – W porządku – powiedział Gram i wyprostował się. – Potrzebuję trzech ludzi.

      Wyznaczył przewodnika psa i dwóch najstarszych i najbardziej doświadczonych policjantów, którzy byli w stanie pracować.

      – Chcę, żebyście przeszukali tę drogę, aż do samego strumienia.

      Policjanci uzbroili się w pistolety maszynowe. Dowódcą zespołu został przewodnik psa.

      Gram chciał jeszcze coś dodać, ale dostał wezwanie z centrali operacyjnej:

      – Komendant zwołał sztab – poinformował go oficer. – Wydał następujący rozkaz wstępny: Tom Kerr nie może opuścić tego obszaru. Należy go zatrzymać za pomocą wszelkich dostępnych środków.

      – Przyjąłem – odparł Gram, po czym rozejrzał się wokół siebie, żeby mieć pewność, że wszyscy usłyszeli komunikat.

      Claes Thancke, który przez cały czas milczał i trzymał się z tyłu, teraz zabrał głos:

      – Za pomocą wszelkich dostępnych środków? – powtórzył. Jego głos był cieńszy niż zwykle. – Co to dokładnie oznacza?

      Nie doczekał się odpowiedzi.

      Metal uderzył o metal, gdy przewodnik psa przeładował broń. Dwaj pozostali funkcjonariusze zrobili to samo. I ruszyli przed siebie.

      6

      Kamera cały czas nagrywała.

      Ścieżką biegła właśnie załoga pierwszej karetki, wyposażona w plecaki ratownicze. Jeden z ratowników niósł nosze. Line śledziła ich kamerą aż do samego miejsca wypadku.

      Sytuacja została opanowana w imponującym tempie i nadzwyczaj skutecznie. Przez pierwszą minutę po eksplozji panował kompletny chaos. Okrzyki bólu policjanta z rozerwaną stopą przeszywały do szpiku kości. Mężczyzna z raną ramienia wydawał się zobojętniały na wszystko.

      Akcją dowodził Kittil Gram. Okoliczności zdarzenia były niejasne, lecz Gram szybko zorientował się w sytuacji i ocenił rozmiar szkód. Rozdzielił zadania i zadbał o udzielenie poszkodowanym pierwszej pomocy przedmedycznej. Następnie skupił się na zbiegłym więźniu.

      Obszar, na którym Kerr mógł się ukryć, był ogromny. Gdy dziesięć lat temu Line pracowała jako dziennikarka w lokalnej gazecie, relacjonowała akcję poszukiwawczą sześciolatka. Ochotnicy i zespoły Czerwonego Krzyża sformowali tyralierę. Ściągnięto psy tropiące i śmigłowce. A mimo to chłopca odnaleziono dopiero po dobie poszukiwań. Wychłodzony i wycieńczony, ale w stosunkowo dobrej formie, wyczołgał się sprzed domku letniskowego, gdy usłyszał głosy ludzi.

      Line zrobiła zbliżenie ojcu, który stał jakieś piętnaście metrów od niej. Twarz miał napiętą. Powagę sytuacji widać było wyraźnie w zmarszczkach wokół ciemnych oczu i nad grzbietem nosa. Przez mikrofon Stillera słyszała, jak opowiada o terenie, który ich otaczał.

      W okolicy mieszkało trzystu ludzi. Latem ta liczba podwajała się za sprawą urlopowiczów, ale teraz, wczesną jesienią, było ich niewielu. Setki domków letniskowych stało pustych. Jeśli Kerr szukał schronienia, miał w czym wybierać, ale najbardziej prawdopodobny wariant zakładał, że będzie próbował zdobyć samochód lub łódź, żeby się stąd wydostać.