Wyprawa Bohaterów . Морган Райс

Читать онлайн.
Название Wyprawa Bohaterów
Автор произведения Морган Райс
Жанр Героическая фантастика
Серия Kręgu Czarnoksiężnika
Издательство Героическая фантастика
Год выпуска 0
isbn 9781632911117



Скачать книгу

      Nie było rady; strażnik nie dawał za wygraną. Thor włożył w procę kolejny kamień. Cel wybrał z rozmysłem, by żołnierza nie zranić, a powstrzymać. Zamiast w oko czy skroń, wycelował tam, gdzie uderzenie było skutecznym hamulcem.

      Między nogi.

      Wypuścił kamień – nie z całą siłą, a tylko taką, by mężczyznę powalić. Trafienie było idealne. Strażnikowi pociemniało w oczach. Upuścił miecz, złapał się za krocze, upadł i zwinął się z bólu.

      – Za to... zawiśniesz...! – wydusił pośród jęków. – Straż...! Straż...!

      Thor obejrzał się i zobaczył, że w jego stronę pędzi kilku strażników.

      Teraz albo nigdy – pomyślał.

      Bez wahania rzucił się do kamiennego okna. Musi zeskoczyć z niego po drugiej stronie muru, wprost na arenę, i stanąć przed Srebrnymi. I pokona każdego, kto stanie mu na drodze.

      ROZDZIAŁ SZÓSTY

      Thor pędził przez rozległą arenę ile sił w nogach, słysząc za sobą coraz bliższy tupot królewskich strażników. Gnali za nim przez rozgrzany plac w tumanie kurzu, klnąc pod nosem. Przed sobą zobaczył gromadę legionistów i rekrutów świeżo przybyłych do Legionu – dziesiątki chłopców takich jak on, choć starszych i silniejszych, którzy ćwiczyli i sprawdzali się w różnych dziedzinach. Część rzucała do odległych celów włóczniami, inni oszczepami, jeszcze inni uczyli się poprawnie chwytać kopię. Choć byli jego rywalami, zarazem budzili w nim podziw.

      Wśród nich stało w szerokim półkolu kilkunastu prawdziwych rycerzy – Srebrnych – którzy przypatrywali się chłopcom, oceniając ich i decydując, kto pozostanie w Legionie, a kogo odeślą do domu. Thor wiedział, że musi im pokazać, na co go stać, musi ich olśnić; ma tę jedyną szansę, zanim dopadną go strażnicy. Ale jak ma to zrobić? Biegnąc przez plac, rozmyślał gorączkowo. Tym razem nie pozwoli się zbyć.

      Zwrócił na siebie uwagę już samą swoją ucieczką. Kilku rekrutów przerwało ćwiczenia i spojrzało na niego, podobnie jak niektórzy rycerze. Po chwili wszyscy już patrzyli na niego zdumieni; pewnie zastanawiali się, kim jest i co robi na ich arenie, ścigany przez trzech strażników. Nie takie wrażenie chciał wywrzeć. Marząc przez całe życie o swoim pierwszym dniu w Legionie, inaczej go sobie wyobrażał.

      Gdy tak biegł, nie wiedząc, co robić, ktoś zdecydował za niego. Jeden z rekrutów, osiłek, też postanowił zrobić wrażenie na innych i zatrzymać go w pojedynkę. Wysoki, umięśniony, prawie dwukrotnie większy od Thora, uniósł drewniany miecz, zastępując chłopcu drogę. Najwyraźniej był gotów go powalić, zrobić z niego durnia i w ten sposób wykazać swoją wyższość nad resztą. Rozzłościło to Thora. Rekrut nie miał z nim żadnego zatargu; to nie była jego sprawa, a mimo to się do niej wtrącał – tylko po to, by zyskać w oczach innych.

      Z każdym krokiem w Thorze rosło niedowierzanie: rekrut górował nad nim wzrostem jak olbrzym. Czoło nad gniewną twarzą pokrywały mu gęste czarne loki. Thor w życiu też nie widział u nikogo równie szerokiej szczęki. Nie miał pojęcia, jak mógłby kogoś takiego choćby drasnąć.

      Rekrut rzucił się mu naprzeciw i Thor pojął, że musi działać. Dobył procę, zamachnął się i cisnął kamieniem prosto w dłoń chłopca, wybijając z niej drewniany miecz. Chłopak zawył z bólu i złapał się za rękę. Nie było chwili do stracenia; Thor wybił się z ziemi i obiema nogami naraz z impetem trafił rekruta w pierś. Ten jednak był tak muskularny, że chłopiec poczuł, jakby odbił się od pnia dębu. Osiłek cofnął się tylko nieznacznie, a Thor padł mu u stóp z głuchym tąpnięciem, aż w uszach mu zadzwoniło. Kiepsko to wróży – pomyślał. Próbował wstać, ale rekrut go ubiegł: pochylił się, złapał go od tyłu za grzbiet i rzucił przed siebie, a Thor poleciał na ziemię głową naprzód.

      Pozostali chłopcy, którzy zdążyli już otoczyć walczących, wznieśli radosny okrzyk. Thor poczerwieniał ze wstydu. Odwrócił się, żeby wstać, ale rekrut znów był szybszy; skoczył na niego i przygniótł go do ziemi. Nim Thor się spostrzegł, zaczęły się zapasy, a przeciwnik przytłaczał go całym swoim ciężarem. Wokół nich rozbrzmiewały okrzyki pozostałych, którzy domagali się krwi. Rekrut ponuro zmarszczył brwi i sięgnął kciukami do oczu Thora. To było niepojęte; naprawdę chciał mu zrobić krzywdę. Naprawdę aż tak zależało mu na uznaniu innych.

      W ostatniej chwili Thor obrócił głowę i kciuki osiłka trafiły w ziemię. Chłopiec skorzystał z okazji i wyśliznął się spod rywala. Zerwał się na równe nogi i stanął przed rekrutem, który już się podnosił. Osiłek rzucił się na Thora i zamachnął, próbując trafić go pięścią w szczękę, ale ten w ostatnim momencie kucnął. Poczuł na twarzy tylko pęd powietrza i zrozumiał, że gdyby tamten go trafił, chyba złamałby mu szczękę. Teraz Thor zamachnął się i uderzył chłopca w brzuch, ale ten prawie nie zareagował. Jakby walnął w drzewo.

      Zanim zdążył mrugnąć, chłopak uderzył go łokciem w twarz.

      Od silnego ciosu Thor aż zatoczył się w tył i potknął. W uszach mu zadzwoniło, jakby ktoś walnął go młotem. Gdy starał się złapać równowagę i oddech, rekrut kopnął go mocno w pierś. Thor poleciał do tyłu i wylądował na plecach. Inni chłopcy znowu krzyknęli radośnie. Oszołomiony Thor próbował wstać, ale osiłek znów go zaatakował: wziął zamach i uderzył go mocno w twarz, znów posyłając na ziemię – tym razem na dobre.

      Leżąc, Thor słyszał stłumione okrzyki chłopców. W ustach czuł słony smak krwi płynącej z nosa, a na twarzy obrzęk. Jęknął z bólu, uniósł głowę i zobaczył, jak osiłek odwraca się i rusza z powrotem ku swoim kolegom, już napawając się zwycięstwem.

      Thor miał ochotę się poddać: chłopak jest za silny, walka skazana na przegraną, a on sam nie wytrzyma dalszych ciosów. Jakiś wewnętrzny głos pchał go jednak do działania. Nie może przegrać. Nie na oczach tylu widzów.

      Nie poddawaj się. Wstawaj. Wstawaj!

      Thor jakoś zebrał w sobie siły. Pojękując, przeturlał się na brzuch i najpierw uniósł na łokcie i kolana, a potem powoli wstał z ziemi. Z pokrwawioną twarzą i podbitym okiem, ledwie widząc, ciężko łapiąc oddech, stanął za odchodzącym rekrutem i uniósł pięści.

      Osiłek obrócił się i spojrzał na niego z niedowierzaniem. Pokręcił głową.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

/9j/4SDPRXhpZgAATU0AKgAAAAgABwESAAMAAAABAAEAAAEaAAUAAAABAAAAYgEbAAUAAAABAAAA agEoAAMAAAABAAIAAAExAAIAAAAmAAAAcgEyAAIAAAAUAAAAmIdpAAQAAAABAAAArAAAANgALcbA AAAnEAAtxsAAACcQQWRvYmUgUGhvdG9zaG9wIEVsZW1lbnRzIDEyLjAgV2luZG93cwAyMDE0OjA4 OjI0IDIxOjI1OjE0AAADoAEAAwAAAAEAAQAAoAIABA