1989. Barwy zamienne. Marek Migalski

Читать онлайн.
Название 1989. Barwy zamienne
Автор произведения Marek Migalski
Жанр Историческое фэнтези
Серия
Издательство Историческое фэнтези
Год выпуска 0
isbn 978-83-8110-938-3



Скачать книгу

ubtitle>1989. Barwy zamienneCopyright © 2019 by Marek Migalski(under exclusive license to Wydawnictwo Sonia Draga)Copyright © 2019 for this edition by Wydawnictwo Sonia DragaProjekt graficzny okładki: Artur WiernickiWykonanie okładki: AdBigFishRedakcja: Wojciech Górnaś / Redaktornia.comKorekta: Marta Aleksandrowicz / Redaktornia.com, Iwona WyrwiszISBN: 978-83-8110-938-3

      Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione i wiąże się z sankcjami karnymi.

      Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórców i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.

Szanujmy cudzą własność i prawo!Polska Izba KsiążkiWięcej o prawie autorskim na www.legalnakultura.plWYDAWNICTWO SONIA DRAGA Sp. z o.oul. Fitelberga 1, 40-588 Katowicetel. 32 782 64 77, fax 32 253 77 28e-mail: [email protected] www.soniadraga.pl www.facebook.com/wydawnictwoSoniaDraga E-wydanie 2019Skład wersji elektronicznej:
konwersja.virtualo.pl

      Prolog

      Dwa robotele uwijały się wokół Mitcha-18III71. Jeden z nich odpowiedzialny był za utrzymanie funkcji jego ciała w należytym porządku. Nie było to łatwe – wiotkie i pergaminowobiałe, ważące obecnie nie więcej niż 40 kilogramów, wydawało się łatwe do uszkodzenia. Zanurzone było w roztworze o temperaturze 37 stopni, tylko głowa wystawała ponad powierzchnię i oparta była na specjalnej półeczce. Nogi, ręce i korpus Mitcha-18III71 lekko unosiły się na powierzchni roztworu, jakby już były martwe. Jedynie szeroko otwarte oczy świadczyły o tym, że Mitch-18III71 jeszcze żyje i utrzymuje pełny kontakt ze światem.

      Drugi robotel przygotowywał się do wgrania w jego mózg programu odejścia. Podłączył już wszystkie potrzebne elektrolinki, wszedł do ciała migdałowatego i czekał na ostateczną decyzję Mitcha-18III71. Gdyby był człowiekiem, można by nawet powiedzieć, że się nudzi. On swoją robotę wykonał już dawno i teraz oczekiwał na wyraźną komendę do dalszych działań. Ta jednak nie nadchodziła. Włączył więc opcję „w gotowości” i przeszedł w stan oczekiwania. Zasygnalizowała to pulsująca na jego panelu głównym zielona dioda.

      Pierwszy robotel, po dokonaniu wszystkich koniecznych zabiegów, poszedł jego śladem. Wcześniej wstrzyknął do ciała Mitcha-18III71 środki znieczulające, a także leki konieczne do wprowadzenia go w stan przygotowania do odejścia. Następnie szybko sprawdził podstawowe funkcje życiowe powierzonego jego pieczy ciała – jak na organizm liczący sobie 126 lat nie było ono w złym stanie. Oczywiście, mięśnie znajdowały się już prawie w całkowitym zaniku, większość organów wewnętrznych dawno albo wymieniono, albo zrekonstruowano, ale mózg był w niezłej formie. Ogólna ocena: 7,8 w dziesięciostopniowej skali Cartosjana. Nie było zatem zagrożenia, że zabieg uśmiercenia, poprzedzony ostatnią podróżą, mógłby się nie udać. Wszystko było przygotowane i pierwszy robotel także przeszedł w stan gotowości.

      W sali zapanowała cisza. Mitch-18III71 popatrzył w górę: na suficie wyświetlał się obraz oceanu. Niebieski, zimny, falujący. Po prawej stronie widział zegar. Wskazywał godzinę 9.56 czasu światowego. 2097 roku. Żadnej symboliki, żadnych wskazań czy magicznych związków, nic z kabały. Po prostu: 9.56 rano w 2097 roku. Początek końca.

      Wiedział, że robotele czekają na jego sygnał. I czekać tak będą do końca dnia. Jeśli nie otrzymają komendy, same zaczną realizować wybrany wcześniej przez niego program dokładnie o północy. Mógł zatem trwać tak jeszcze ponad czternaście godzin. Tylko po co? Jeśli nie chciał już żyć, to czy tych kilkanaście godzin wartych było jego uwagi? Wiedział, że odpowiedź jest negatywna. Chciał jak najszybciej zacząć swoje odejście. Ale nie o jakiejś 9.56. O, teraz nawet 9.57. To byłoby jakieś kalekie, niepełne, zupełnie pozbawione sensu. Gorzej – klasy. Postanowił więc, bawiąc się tą myślą, że rozpocznie kończenie swojego życia o pełnej godzinie. O dziesiątej.

      „Tak, równo o dziesiątej…” – pomyślał i uśmiechnął się swoimi fioletowymi ustami.

      Czekał więc spokojnie, patrząc na zegar. Widział, jak ukazały się najpierw 9.58, a potem 9.59. O niczym nie myślał, niczego nie żałował, nie rozpamiętywał. Cieszył się na myśl o nadchodzącym ostatnim roku swego życia. Życia, które wybrał. Nie martwił się tym, że to koniec. Przeciwnie – świadomość tego faktu sprawiała mu wyraźną radość. Przecież to była jego decyzja. Mógł wszak żyć jeszcze kilkadziesiąt lat, może jeszcze trochę dłużej. Ale jakiś czas temu zdecydował, że to koniec. Pozamykał swoje sprawy i od kilkunastu tygodni czekał na umówiony wcześniej termin skorzystania z Terminala Odejścia. Wreszcie nadszedł ów dzień i z radością poddał się koniecznym przygotowaniom. Teraz oczekiwał już tylko, by zegar wybił dziesiątą.

      „Wybił – pomyślał. – Piękny anachronizm, który przetrwał w języku”. Wszak wybijających godziny zegarów nie było w jego świecie od dziesięcioleci.

      „Ale ukryły się w słowach”. Uśmiechnął się do siebie.

      Popatrzył na zegar. Była 10.00.

      – Odjeżdżamy – wypowiedział na głos umówiony sygnał.

      Oba robotele natychmiast się uruchomiły. Zaszumiały delikatnie i zabrały się do pracy. Poczuł uderzenie lekkiego narkotyku i od razu zrobiło mu się błogo. Prawie natychmiast stracił przytomność. Wszystko działo się zgodnie z planem i procedurami. Robotel odpowiedzialny za program odejścia wprowadził do jego przysadki mózgowej właściwy i wybrany przez Mitcha-18III71 program. Jego ciało zareagowało na to delikatnym wstrząsem, po którym nastąpiło całkowite rozluźnienie. Program zaczął działać. Mitcha-18III71 czekał rok życia. Wybrany przez niego. Rok, w którym chciał się dowiedzieć, kim był. I dlaczego tak rzadko bywał szczęśliwy.

      Styczeń

      – Szczęśliwego nowego 1989 roku! – krzyknęła Ewa.

      – Szczęśliwego! – wyryczeli wszyscy pozostali.

      Cała gromadka na raz wychyliła do dna swoje kieliszki z szampanem. Lub raczej tym, co określało się tym mianem. Rosyjskie wino musujące miało bowiem z prawdziwym szampanem, które jako Mitch-18III71 piłem w swoim życiu po wielekroć, niewiele wspólnego. Może jedynie temperaturę. Choć i to nie za bardzo, bo przez cały wieczór stało na balkonie w kilkunastostopniowym mrozie i było zbyt zimne. Ale nikt się tym nie przejmował. Zabawa sylwestrowa trwała w najlepsze i ostatnim, czym balowicze by się przejmowali, była temperatura ruskiego wina musującego.

      – Na zdrowie! – wyrzucił z siebie jeden z imprezowiczów.

      – Na zdrowie! – odkrzyknęli wszyscy gromko.

      Stałem oszołomiony. Nie mogłem dojść do siebie. Patrzyłem wokół zupełnie zdumiony.

      „A więc się udało – pomyślałem. – To naprawdę działa”. Program jest tak realistyczny, tak doskonały, aż trudno uwierzyć, że jest tylko grą wyobraźni, procesami uśpionego już prawie mózgu, jego wyładowaniami elektrycznymi pobudzanymi przez jednego z roboteli. Miałem wrażenie, że naprawdę przeniosłem się do 1989 roku, ponad sto lat w przeszłość, do swojej młodości. Wrażenie realności było tak dojmujące, że zrobiłem najbardziej banalną rzecz, jakiej mogłem się po sobie spodziewać. Uszczypnąłem się w przedramię. Zabolało.

      Wszyscy goście zaczęli