Białe ciała. Jane Robins

Читать онлайн.
Название Białe ciała
Автор произведения Jane Robins
Жанр Триллеры
Серия Thriller psychologiczny
Издательство Триллеры
Год выпуска 0
isbn 9788380156678



Скачать книгу

0.png"/>

      Tytuł oryginału: WHITE BODIES

      © Jacket Design by Kristen Haff

      Jacket Photograph © Derek Adams/Arcangel

      Adaptacja okładki: Magdalena Zawadzka

      Korekta: Zuzanna Żółtowska/Słowne Babki

      Redaktor prowadzący: Małgorzata Hlal

      Copyright © 2017 by Jane Robins

      Copyright for the Polish edition © by Wydawnictwo Czarna Owca, 2018

      Wydanie I

      ISBN 978-83-8015-667-8

      

      Wydawnictwo Czarna Owca Sp. z o.o.

      ul. Alzacka 15a, 03-972 Warszawa

      www.czarnaowca.pl

      Redakcja: tel. 22 616 29 20; e-mail: [email protected]

      Dział handlowy: tel. 22 616 29 36; e-mail: [email protected]

      Księgarnia i sklep internetowy: tel. 22 616 12 72; e-mail: [email protected]

      Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer.

      Dla Carol

      Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym

      20% rabatu na kolejne zakupy na litres.pl z kodem RABAT20

      jesień 2017

      Dowody świadczą, że Felix wziął prysznic. Nie wiem, jak dalej upłynęły mu ostatnie godziny na tej ziemi. Mam jedynie tę dziwną szczątkową informację i wyrywkowe obserwacje świadków; czuję się jak w teatrze, jakbym patrzyła na scenę i widziała tylko aktorów drugoplanowych, dekoracje i cienie. Wszystkich ważnych elementów brak. Nie ma głównych aktorów, scenopisu, scenariusza.

      Recepcjonistka zeznała: ostatni ranek w życiu Felixa był rześki, szron pokrywał trawnik przed hotelem, a w oddali, od strony lasu, wisiała mgła. Felix wypadł z hotelu, przebiegł po żwirowym podjeździe i za bramą skręcił w lewo.

      – Właśnie przyjechałam do pracy i zawołałam: „Dzień dobry!” – mówiła. – Ale nie odpowiedział. Biegł dalej.

      Po czterdziestu minutach wrócił, opuścił głowę, żeby złapać oddech, dyszał i był spocony. Tym razem, gdy się wyprostował, zauważył recepcjonistkę; powiedział, że przebiegł całą drogę na pole golfowe, wokół terenu i długą ścieżką przez las z powrotem. „Słońce przeświecające przez gałęzie drzew było magiczne, jakby życie dopiero się zaczynało” – zauważył (niezwykłe spostrzeżenie w jego ustach!). Potem poszedł po schodach do swojego pokoju, pokonując po dwa stopnie.

      Nie zszedł na poranny posiłek ani nie zamówił niczego na górę, nawet śniadania kontynentalnego wliczonego w cenę pokoju. Jego kolega Julio powiedział, że był zdziwiony nieobecnością Felixa na pierwszej sesji konferencji. W czasie przedpołudniowej przerwy chciał zanieść mu do pokoju filiżankę kawy i ciastko, ale zastał na drzwiach tabliczkę z napisem „NIE PRZESZKADZAĆ”. Pomyślał, że Felix źle się czuje, może śpi, więc sam wypił kawę i zjadł ciastko.

      – Wyglądaliśmy go podczas lunchu – opowiadał – i później, podczas sesji popołudniowej. O trzeciej zacząłem do niego dzwonić, ale za każdym razem zgłaszała się poczta głosowa.

      Julio poczuł niepokój. Taka nieodpowiedzialność była nietypowa dla Felixa, więc znowu poszedł do jego pokoju, a kiedy ten nie odpowiedział na pukanie do drzwi, wezwał kierownika hotelu, który zjawił się z kluczem.

      Obu mężczyzn uderzyła nienaturalna cisza wypełniająca wnętrze, nierzeczywista aura; Julio twierdził, że scena przypominała tableau vivant z Felixem leżącym na łóżku twarzą do góry, w dziwnej, klasycznej pozie, z prawą ręką na kołdrze, lewą nogą zgiętą, w szlafroku kąpielowym rozchylonym jak peleryna, z szarymi oczami skierowanymi w sufit. Lewa ręka zwisała poza krawędź łóżka, z palcami nad podłogą, tak że kierownikowi hotelu, jako że studiował historię sztuki, przypomniał się prerafaelicki obraz przedstawiający samobójstwo Thomasa Chattertona. Tyle że śmierć Felixa nie wyglądała na samobójstwo; brakowało buteleczki z tabletkami, brzytwy i innych akcesoriów.

      Wezwano doktor Patel; recepcjonistka stała przy drzwiach, kiedy lekarka zakończyła oględziny zwłok. Według jej orzeczenia Felix po rannym joggingu doznał zawału albo jakiegoś ataku. Gdy wyszła, recepcjonistka sfotografowała Felixa i pokój – szafkę nocną, nieskazitelnie czystą łazienkę, otwartą kabinę prysznicową, widok z okna i na koniec nietknięty hotelowy zestaw powitalny do parzenia herbaty i kawy, ze słodyczami.

      – Wiem, że to dziwne z mojej strony – mówiła potem. – Ale czułam, że powinnam tak zrobić, utrwalić to.

      Może uznała, że jej zdjęcia na coś się przydadzą, staną się świadectwem, że coś w tej scenie było nie tak. Nikt inny o tym nie pomyślał. Kiedy przyszły wyniki sekcji zwłok, okazało się, że są zgodne z orzeczeniem doktor Patel – Felix zmarł wskutek choroby serca.

      Zwyczajnie opadł na łóżko i umarł – i przez jakiś czas wydawało się, że po prostu zniknął. Zgarnięty przez świat jak przez napływającą falę morską.

      A potem odbył się pogrzeb. Tamtego dnia wybrałam się z Londynu do ładnej wsi w Berkshire, z normańskim kościółkiem wśród kamiennych nagrobków i nawianych przez wiatr liści w kolorze miedzi. Kiedy zobaczyłam ten widok, pomyślałam, że Felix, urodzony i wychowany w Ameryce, doczekał się bardzo angielskiego finału, chociaż żałobnicy, przybywający w małych, poważnych grupach, stanowili międzynarodowe grono. Wysocy mężczyźni w dobrze skrojonych garniturach; chude, eleganckie kobiety na wysokich obcasach. Przyglądałam im się z pewnej odległości – właściwie z połamanej ławki stojącej pod murem cmentarza, gdzie próbowałam się uspokoić. W końcu wślizgnęłam się do kościoła i stanęłam z tyłu.

      Moja siostra Tilda, główna bohaterka tego przedstawienia, przeszła powoli nawą jak smutna panna młoda. Bardzo się starałam, naprawdę bardzo, żeby wejść w jej skórę, i doznałam spektakularnie różnych emocji – od głębokiego żalu i smutku po ulgę i radosne poczucie wyzwolenia. Jednak wszystko to wydawało się jakieś niewłaściwe. Jak zwykle wprawiła mnie w dezorientację i mogłam skupić uwagę tylko na jej drogim stroju. Czarnej jedwabnej sukience i szytym na miarę żakiecie, które niewątpliwie kosztowały z tysiąc funtów albo i więcej. Patrzyłam, jak zajmuje miejsce w pustej pierwszej ławce. Po jej prawej stronie, przed ołtarzem, pod kaskadą białych lilii, stała trumna; po lewej, na drewnianym pulpicie, widniało wielkie zdjęcie uśmiechniętego Felixa. Kilka minut później obok niej pojawili się jego rodzice, a potem brat. Prawie niezauważalnie skinęli głową mojej siostrze, która siedziała nieruchomo, ze wzrokiem wbitym w podłogę.

      Pierwszy hymn stanowił nieudaną interpretację Pan jest pasterzem moim, stwierdziłam jednak, że mogę śpiewać. Przytłoczona okolicznościami, czując, że jest mi słabo i niedobrze, oparłam się o tylną ścianę. Nie żebym opłakiwała Felixa, choć widok zgarbionych, przybitych członków jego rodziny działał przygnębiająco. Po prostu za dużo wiedziałam i przez to zbierało mi się na mdłości. W dniu jego śmierci spodziewałam się przyjazdu policji – albo do mojego mieszkania, albo do księgarni. Podobnie jak w dniu, kiedy przeprowadzono sekcję zwłok. A teraz, na pogrzebie, byłam pewna, że policjanci czekają na mnie przed kościołem, przytupując, żeby się rozgrzać, i popalając ukradkiem papierosy, i że gdy tylko wyjdę z mroku na jesienne słońce, usłyszę swoje nazwisko. „Callie Farrow? Pozwoli pani z nami”.

      1

wiosna 2017

      Gałęzie za moim oknem są patykowate i łyse, Tilda stoi po drugiej stronie pokoju, wygląda jak zabiedzona kobieta dziecko i mówi:

      – Jak możesz to znieść? Te połamane palce,