Название | Władcy chaosu |
---|---|
Автор произведения | Vladimir Wolff |
Жанр | Боевая фантастика |
Серия | WarBook |
Издательство | Боевая фантастика |
Год выпуска | 0 |
isbn | 9788365904393 |
© 2019 Vladimir Wolff
© 2019 WARBOOK Sp. z o.o.
Redaktor serii: Sławomir Brudny
Redakcja i korekta językowa: Zespół redakcyjny
eBook:
Ilona i Dominik Trzebińscy Du Châteaux, [email protected]
Ilustracja na okładce: Jan Jakub Jasiński
Okładka: Paweł Gierula
Fragment „Piosenki amerykańskiego żołnierza” Bułata Okudżawy w tłum. Wiktora Woroszylskiego (Kraków: Wydawnictwo Literackie, 1984).
ISBN 978-83-65904-39-3
Wydawca: Warbook Sp. z o.o.
ul. Bładnicka 65
43-450 Ustroń
www.warbook.pl
ROZDZIAŁ PIERWSZY
1:
Admirał Wiktor Uszakow z ciężkim sercem spojrzał na przycumowany przy pirsie wrak.
Jeszcze do niedawna był to jeden z najnowocześniejszych okrętów rakietowych Floty Północnej, a dziś… Aż dziw, że dopłynął do portu. Przez dziury w poszyciu do środka kadłuba wlewały się tony wody. Wlókł się tydzień z prędkością pięciu węzłów przez Morze Barentsa aż do bazy floty w Polarnym. Wyczyn nie lada. Inni mieli zdecydowanie mniej szczęścia.
Flota jako taka nie istniała. Pozostało tylko parę jednostek, większość w stanie niewiele lepszym od tej skorupy, którą miał przed sobą. Z okrętów podwodnych ocalały dwa atomowe i trzy o napędzie konwencjonalnym. Reszta wykruszyła się w walkach, zwłaszcza w decydującej bitwie na Morzu Norweskim. Wygrali. Ale jakim kosztem…
Kraj znajdował się w kompletnej ruinie. Moskwa i Petersburg przestały istnieć, podobnie dziesiątki mniejszych miast. Władze przeniosły się do Ulianowska. Tak słyszał – ale czy to prawda, nie wiedział. Na razie nie otrzymał żadnych rozkazów, mimo że wciąż próbował nawiązać kontakt z kimś z Ministerstwa Obrony. Dostał ogólne wytyczne od dowódcy okręgu, że ma przywrócić sprawność jak największej liczbie okrętów i mieć baczenie na kosmitów. Zdaje się, że w dowództwie mieli ważniejsze problemy na głowie. O jakiejkolwiek pomocy mógł zapomnieć. Musiał radzić sobie za pomocą tego, co znajdowało się na miejscu.
Murmańska i Archangielska nie dosięgły niszczycielskie ciosy. Co za niewiarygodne szczęście – jak główna wygrana na loterii. Inaczej nikt nie potrafił tego wytłumaczyć. Tylko co z tego, że tylu przeżyło, skoro ich mężowie, synowie i bracia nie wrócą już z morza. Trauma pozostanie na zawsze. Ukojenia nie dawała przecież świadomość, że wyginęła prawie połowa ludzkości. Nawet gdy widzisz zmiażdżone i wypalone miasta, to co cię obchodzą ci inni? Twój ból jest konkretny, nieważne, że reszta ma tak samo albo i gorzej.
Stojący obok admirała pierwszy oficer uszkodzonej korwety miał taką minę, jakby chciał się rozpłakać. Dorosły facet, a trząsł się i pociągał nosem. Do sanitarek pakowano tych rannych, którym udało się przeżyć, ich towarzyszy, którym mniej się poszczęściło, między innymi kapitana, wyrzucono za burtę zgodnie z marynarskimi zwyczajami. Taki już los tych, którzy wybrali zaszczytną służbę na morzu.
– Obejmiecie dowództwo.
– Tak jest.
– Doprowadzicie okręt do stoczni – zarządził Uszakow. – Remont rozpocznie się natychmiast. Za tydzień macie być gotowi do służby patrolowej.
– Nie wiem, czy damy radę. – Oficer z wielkim trudem dochodził do siebie. – Nie mam połowy załogi.
– Przyślę nowych. A wy się ogarnijcie. Dajecie zły przykład.
Uszakow nie należał do tych, którzy nie wiedzą, co to współczucie, ale w tym momencie nie można było pozwolić sobie na słabość. Admirała powoli zaczynała ogarniać złość. Cienias urządzał scenę. To musiało się natychmiast skończyć.
– Zachowujecie się niegodnie i ubliżacie honorowi oficera floty. Jeszcze raz zobaczę was w takim stanie, to odbiorę dowództwo.
Dość tego cyrku i niańczenia niewydarzonych mięczaków. Czekała go masa roboty. I pomyśleć, że tydzień temu walczyli o przetrwanie. Właściwie zmierzali w otchłań bez możliwości powrotu.
Cud uchronił ich przed najgorszym. Cud. Nic więcej. Obcy się wycofali, bo raczej nie zostali pokonani. Ponieśli straty, ale nie takie, które powinny decydować o losach wojny.
Najlepszym pomysłem okazało się zaatakowanie kopuł czy portali, z których wyszły te bestie. Prawdopodobnie to zadecydowało o wyniku starcia. Możliwe też, iż wycofali się w celu przegrupowania i wrócą przy pierwszej nadarzającej się okazji.
Kolejnego najazdu ludzkość nie przetrzyma. Tego admirał był pewien. Przeciwnik górował nad nimi w sposób niewyobrażalny. Już same uderzenia z kosmosu, rujnujące największe miasta, sprowadziły ludzi na krawędź zagłady, a później było tylko gorzej. Najeźdźca rozpełzł się po planecie, niszcząc to, co zostało. Zasoby naturalne mało go obchodziły, nie gardził za to niewolnikami. Starcia z nim były niezwykle krwawe i wycieńczające dla ludzi. Dopiero współdziałanie wielu państw przyniosło efekt.
Ze zwycięstwa cieszyło się niewielu. Co to za triumf, skoro nie ma z kim świętować?
Uszakow ostatni raz obrzucił spojrzeniem nabrzeża, doki i baraki. Siąpił drobny deszcz i było cholernie zimno. Lato przecież miało dopiero nadejść. Niestety, w atmosferze znalazło się tyle pyłu, że Ziemi groziła epoka lodowcowa. Samo oczyszczenie powietrza zajmie dekady. Nie wiadomo, czy rolnictwo wyżywi tych, którzy ocaleli. Wielu pożarów jeszcze nie ugaszono. Ba, nawet nie próbowano tego robić. Miasta jeszcze starano się ratować, ale lasów już nie. Wszędzie rozpaczliwie brakowało ludzi.
Pełen niewesołych myśli admirał wrócił do wozu. Nie był to bynajmniej jakiś stary UAZ, lecz całkiem wygodny hyundai santa fe, zarekwirowany przez armię lokalnemu dilerowi samochodów i przekazany do dyspozycji Uszakowa. Podobno przejęto kilkanaście aut. Jak się dobrze nad tym zastanowić, to wojsko zrobiło dilerowi przysługę, bo jaki byłby z nich pożytek w tych strasznych czasach? Luksusowego wozu nikt od niego nie kupi. Ewentualnie połakomi się na nie jakiś bandyta, ale i tak długo nie pojeździ – do baku przecież można co najwyżej napluć. A tak posłużą wyższym dowódcom armii, floty i szychom z Federalnej Służby Bezpieczeństwa.
Następny punkt programu to wizyta w bazie Olenia. Należało sprawdzić, w jakim jest stanie. Z meldunków wynikało, że nad lotnisko nadleciała jedna z tych szybujących bomb i detonowała nad pasem startowym. Zmiotła wówczas parę Tu-22M, Su-34 i jakiś drobiazg.
A tak swoją drogą, to ci cholerni obcy rozpoznanie mieli fatalne. Z początku atakowali wielkie aglomeracje, potem mniejsze, natomiast bazy wojskowe, porty i lotniska tylko okazjonalnie, jakby w ogóle nie przejmowali się ziemskimi siłami zbrojnymi lub nie wiedzieli, gdzie ich szukać.
W polu masakrowali całe oddziały. Kto stawał na drodze niszczycielskiego marszu, najczęściej ginął. Niemniej – co wskazywały wiarygodne dane wywiadu – nad lotniska zapuszczali się najczęściej w pościgu. Bardzo to zagadkowe, ale nad systemem dowodzenia obcych głowili się mądrzejsi od Uszakowa i chyba bez skutku. Tak czy owak, wróg został wypchnięty, bo to chyba najodpowiedniejsze słowo, w swój wymiar.
A że wróci – to dla każdego logicznie myślącego człowieka nie ulegało wątpliwości.
Samochód minął ostatni posterunek i przyśpieszył. Przed nimi jechał GAZ-2330 Tigr z obstawą, z tyłu BTR-82 z działkiem kalibru trzydzieści milimetrów w charakterze osłony ogniowej.
Oczy admirała powoli zaczęły się zamykać. Ewidentnie był przemęczony. Zanim doprowadzi Flotę Północną do stanu sprzed wojny, miną lata. Skąd wziąć surowce, stal, tytan, aluminium i całą resztę? Bez szerszej współpracy się nie obejdzie. Rosjanie może i byli ludźmi przyzwyczajonymi do wyrzeczeń, ale