Krzyżacy, tom drugi. Генрик Сенкевич

Читать онлайн.
Название Krzyżacy, tom drugi
Автор произведения Генрик Сенкевич
Жанр Повести
Серия
Издательство Повести
Год выпуска 0
isbn



Скачать книгу

pojechał do Malborga.

      Na twarzy Jagienki odbił się znów niepokój.

      – Zali mu życie niemiłe? Czegóż?

      – Szukać, miłościwa panienko, tego, czego nie odnajdzie.

      – Wiera, nie odnajdzie! – wtrącił Maćko. – Jako ćwieka311 nie utwierdzisz bez młota, tako i woli ludzkiej bez boskiej.

      – Cóże prawicie? – zapytała Jagienka.

      Lecz Maćko na pytanie odpowiedział takim pytaniem:

      – Gadałże ci co Zbyszko o Jurandównie, bo jako słyszałem, to gadał?

      Jagienka zrazu nie odpowiedziała nic i dopiero po chwili, przytłumiwszy westchnienie, odrzekła:

      – Ej! gadał! A co mu wadziło312 gadać!

      – To i dobrze, bo przez to łacniej313 mi prawić – odrzekł stary.

      I począł jej opowiadać, co od Czecha słyszał, sam dziwiąc się, że chwilami opowiadanie przychodzi mu jakoś nieskładnie i trudno. Że jednak istotnie był człek chytry, a szło mu o to, by na wszelki wypadek nie „zlisić314” Jagienki, więc mocno nastawał na to, w co zresztą sam wierzył, że Zbyszko w rzeczy315 nigdy nie był mężem Danusi i że ona przepadła już na wieki.

      Czech przyświadczał mu kiedy niekiedy, to kiwając głową, to powtarzając: „Przez Bóg, jako żywo!” lub: „Tak ono, nie inak316” – dziewczyna zaś słuchała ze spuszczonymi rzęsami na jagody317, o nic już nie dopytująca i tak cicha, że aż jej milczenie zaniepokoiło Maćka.

      – No i cóż ty? – pytał skończywszy opowiadanie.

      A ona nie odrzekła nic, tylko dwie łzy zabłysły jej pod spuszczonymi rzęsami i stoczyły się po policzkach.

      Po chwili zaś zbliżyła się do Maćka i pocałowawszy go w rękę, rzekła:

      – Niech będzie pochwalony.

      – Na wieki wieków – odrzekł stary. – Tak ci to pilno do domu? Ostańże z nami.

      Lecz ona nie chciała zostać tłumacząc się, że w domu nie wydała na wieczerzę. Maćko zaś, choć wiedział, że w Zgorzelicach jest stara szlachcianka Sieciechowa, która mogłaby ją zastąpić, nie zatrzymywał jej zbyt natarczywie, rozumiejąc, że smutek nierad318 świeci ludziom łzami i że człowiek jest jako ryba, która, poczuwszy w sobie grot ości, chowa się jak może najgłębiej na dno.

      Więc pogładził tylko dziewczynę po głowie, a następnie odprowadził ją wraz z Czechem na dziedziniec. Ale Czech wywiódł konia ze stajni, dosiadł go i pojechał za panienką.

      Maćko zaś wróciwszy, westchnął i kiwając głową, począł mruczeć:

      – Głupi ten Zbyszko to ci jest!… Aże pachnie po onej dziewce w izbie!

      I rozżalił się stary w sobie. Pomyślał, że gdyby tak Zbyszko zaraz po powrocie był ją brał, to może by już do tego czasu była radość i uciecha! Zaś teraz co? Byle go wspomnieć, to wnet jej łza z oka kapnie, a chłopisko światami chodzi319 i będzie tam gdzieś o tyny320 malborskie łbem bił, póki go nie rozbije, a w chałupie pusto, jeno zbroiska ze ścian się szczerzą. Nijaki pożytek z gospodarki, na nic zabiegliwość, na nic Spychów i Bogdaniec, skoro nie będzie ich komu zostawić.

      Tu gniew począł burzyć w duszy Maćka.

      – Poczekaj, powsinogo321 – rzekł głośno – nie pojadę ja za tobą, a ty rób, co chcesz!

      Lecz w tej samej chwili zdjęła go jak na złość okrutna tęsknota za Zbyszkiem. „Ba, nie pojadę – pomyślał – a w domu to zaś usiedzę? Nie usiedzę! Skaranie boskie! Bo żeby tego juchy322 choć raz w życiu nie obaczyć – nijak nie może być! – Znowu tam jednego psubrata rozszczepił – i łup pobrał… Inny posiwieje, nim pas zyszcze323, a jego już tam książę opasał… I słusznie, bo siła324 jest chwackich325 pachołków między szlachtą, ale takiego drugiego chyba nie ma”.

      I rozczuliwszy się całkiem, począł naprzód spoglądać po zbrojach, po mieczach i po toporach, które czerniały w dymie, jakby rozważając, co z sobą brać, a co zostawić, po czym wyszedł z izby, raz dlatego, że nie mógł w niej wytrzymać, a po wtóre, by kazać wysmarować wozy i dać koniom podwójny obrok.

      Na podwórcu, na którym się już mroczyło, przypomniał sobie Jagienkę, która tu przed chwilą na koń siadała, i nagle zatroskał się znowu.

      – Jechać, to jechać – rzekł sobie – ale kto tu będzie dziewczyny przed Cztanem i Wilkiem bronił! Bogdaj326 w nich piorun trzasł!…

      Jagienka zaś jechała tymczasem wraz z małym Jaśkiem drogą leśną ku Zgorzelicom, a Czech wlókł się w milczeniu za nimi, z sercem przepełnionym miłością i żalem… Widział przedtem łzy dziewczyny, patrzał teraz na jej ciemną postać, zaledwie widną327 w mroku leśnym, i odgadywał jej smutek i ból. Zdawało mu się też, że lada chwila wyciągną się po nią z pomroki i gęstwiny drapieżne ręce Wilka lub Cztana – i na tę myśl porywała go dzika żądza bitki. Żądza ta stawała się chwilami tak nieprzeparta, że brała go ochota chwycić za topór lub miecz i razić328 bodaj sosny przy drodze. Czuł, że gdyby się dobrze zmachał, to by mu ulżyło. Rad by był wreszcie choć konia cwałem puścić, ale oni tam w przedzie jechali właśnie wolno, noga za nogą, nic prawie nie rozmawiając, gdyż i mały Jaśko, choć zwykle mowny329, widząc po kilku próbach, że siostra nie chce rozmawiać, pogrążył się także w milczeniu.

      Lecz gdy już byli blisko Zgorzelic, żal w sercu Czecha przeważył nad gniewem na Cztana i Wilka. „Nie pożałowałbym ci ja i krwi – mówił sobie – byle cię pocieszyć, ale cóż, nieszczęsny, uczynię? Co ci powiem? Powiem chyba, że on ci się pokłonić kazał, i dajże Boże, aby ci to za pociechę starczyło”. Tak pomyślawszy, przysunął konia do konia Jagienki:

      – Panienko miłościwa…

      – To jedziesz z nami? – zapytała dziewczyna, ocknąwszy się jak ze snu. – A co powiesz?

      – Bom zapomniał, co mi pan kazał wam powiedzieć. Na odjezdnym w Spychowie zawołał mnie i powiedział tak: „Podejmij pod nogi panienkę ze Zgorzelic, bo czy w złej, czy w dobrej doli nigdy jej nie zabaczę330, a za to, powiada, co dla stryjca i dla mnie uczyniła, niech jej Bóg zapłaci i w zdrowiu ją zachowa”.

      – Bóg zapłać i jemu za dobre słowo – odrzekła Jagienka.

      Po czym dodała takim jakimś dziwnym głosem, że w Czechu stopniało serce do reszty.

      – I tobie, Hlawo.

      Rozmowa urwała się na czas, lecz giermek rad był z siebie i z tego, co panience powiedział, w duszy bowiem mówił sobie: „Przynajmniej tego nie pomyśli, że ją niewdzięcznością nakarmiono”. Zaczął też zaraz wyszukiwać w swej poczciwej



<p>311</p>

ćwiek – gwóźdź. [przypis edytorski]

<p>312</p>

wadzić (daw.) – przeszkadzać. [przypis edytorski]

<p>313</p>

łacniej (daw.) – łatwiej. [przypis edytorski]

<p>314</p>

zlisić (daw.) – zrazić, zniechęcić. [przypis edytorski]

<p>315</p>

w rzeczy (daw.) – w rzeczywistości. [przypis edytorski]

<p>316</p>

inak (daw.) – inaczej. [przypis edytorski]

<p>317</p>

jagody (daw.) – policzki. [przypis edytorski]

<p>318</p>

nierad (daw.) – niechętnie. [przypis edytorski]

<p>319</p>

światami chodzić (daw.) – daleko podróżować. [przypis edytorski]

<p>320</p>

tyny (daw.) – ogrodzenie, tu: mur. [przypis edytorski]

<p>321</p>

powsinoga (daw.) – włóczęga. [przypis edytorski]

<p>322</p>

jucha (daw.) – krew, tu jako przekleństwo. [przypis edytorski]

<p>323</p>

zyszczeć (daw.) – zyskać. [przypis edytorski]

<p>324</p>

siła (daw.) – wielu. [przypis edytorski]

<p>325</p>

chwacki (daw.) – śmiały, dzielny. [przypis edytorski]

<p>326</p>

bogdaj – oby (od: Boże, daj). [przypis edytorski]

<p>327</p>

widny (daw.) – tu: widoczny. [przypis edytorski]

<p>328</p>

razić (daw.) – uderzać. [przypis edytorski]

<p>329</p>

mowny (daw.) – gadatliwy. [przypis edytorski]

<p>330</p>

zabaczyć (daw.) – zapomnieć. [przypis edytorski]