Tajemnica z Auschwitz. Nina Majewska-Brown

Читать онлайн.
Название Tajemnica z Auschwitz
Автор произведения Nina Majewska-Brown
Жанр Документальная литература
Серия
Издательство Документальная литература
Год выпуска 0
isbn 9788311158405



Скачать книгу

wycofała się pospiesznie do kuchni. Wiedziała, że nieładnie jest podsłuchiwać, i wcale nie miała takiego zamiaru. To było przez przypadek i obiecała sobie, że nikomu nic nie powtórzy. Poczuła się nawet ważniejsza od Baśki, która o niczym nie miała pojęcia.

      Swoją drogą, bardzo ją ciekawiło, co też może się kryć w stodole. Dziecięca wyobraźnia podsuwała jej najdziwniejsze obrazy: od wszechobecnego diabła po cukierki w płóciennych workach, które od pewnego czasu mama w tajemnicy upychała w skrytce w spiżarni.

      Ale ponieważ stodoła była duża, ciemna i dziwnie w niej pachniało, Ewa wiedziała, że nie odważy się do niej zajrzeć.

      3

      Jestem wściekła na matkę, która zamiast mnie wspierać, snuje dramatyczne wizje aresztowań, rozstrzeliwań i głodu, który nam grozi. Jakbym sama nie miała świadomości, w jakiej jesteśmy sytuacji. Wojna trwa już ponad trzy lata i doskonale zdaję sobie sprawę, jak bardzo jesteśmy osaczeni przez represje, strach, Niemców, perspektywę głodu i nieszczęścia.

      Matka została wychowana na wysokim poziomie towarzysko-finansowym i nadal usiłuje zachować status quo. Wszystko ma wyśrubowane: wymagania, oczekiwania, złośliwości, teorie z piekła rodem i potrzebę wygody, którą ceni ponad wszystko. Nawet wojna nie zburzyła jej wizji świata i własnego w nim miejsca, które zawsze powinno być wygrzane i miękkie. Podczas gdy my z siostrą dyszymy z przerażenia, że możemy nie przeżyć, ona zamartwia się tym, że nie może iść do fryzjera i manicurzystki. A ponieważ Niemcy zajęli miasteczko, w którym mieści się nasz rodzinny dom, i zarekwirowali jej majątek, z braku możliwości musi znosić trudy i niewygody zakwaterowania u nas.

      Szczerze mówiąc, mieszkanie z nią jest dość uciążliwe z racji tego, że matka chce zawsze mieć decydujące zdanie w każdej kwestii, i mam wrażenie, jakbyśmy w irracjonalny sposób toczyły wieczną walkę o to, która z nas ma palmę pierwszeństwa w moim własnym domu. To nieznośne i kłopotliwe, zwłaszcza jeśli chodzi o sprzeczne dyspozycje wydawane poczciwej Adzie, z którą po kilku dniach pobytu matki musiałam odbyć poważną rozmowę i wytłumaczyć, że to moje zdanie jest ważniejsze. Nie zmienia to jednak faktu, że matka za wszelką cenę usiłuje wywrzeć presję na biednej dziewczynie i skłonić ją do wykonywania jej poleceń. Na szczęście służąca pojmuje świat w prosty sposób: skoro to ja jej wypłacam pensję, uznaje, że to ze mną powinna się liczyć, a uwagi starszej pani puszczać mimo uszu. Co z kolei wywołuje ciągłe utyskiwania matki, że nawet nie potrafię zatrudnić porządnej służącej i sobie nie radzę.

      Matka raczej czeka na obsługę, niż jest chętna do pomocy. Zresztą jej pomoc nie na wiele się zdaje, bo przez całe życie miała kobiety do pracy. Zatrudniała kucharkę i pomoc kuchenną, której obowiązkiem było również utrzymywanie porządku w domu. Mieszkała też z nami służąca Kaśka, która pojawiła się w rodzinie w roli naszej niani i przez zasiedzenie została w niej jako osoba do wszystkiego: zakupów, cerowania, pielenia ogródka i wachlowania pani w chwilach migrenowych napadów. Była sprytna, manipulowała matką. Umiała się jej podlizać, chętnie donosiła i informowała ją o naszych psotach, zaglądała przez ramię innym służącym i siała ferment. Matce to jednak odpowiadało i w myśl zasady dziel i rządź z przyjemnością wysłuchiwała starej baby, która tylko patrzyła, jak coś obrócić na swoją korzyść.

      – Tyle razy prosiłam, żebyś nie robił z naszego domu ochronki! – Stoję wściekła w kuchni, oparta o blat stołu, pochylając się ku siedzącemu Florianowi, który z niezmąconym spokojem, łyżka za łyżką, z apetytem pałaszuje zupę szczawiową z dwoma ugotowanymi na twardo jajkami. Szczaw obrodził w tym roku wyjątkowo i co kilka dni zbieramy go z Adą na łące za domem. Od wybuchu wojny stał się mile widzianą pozycją w naszym ubogim jadłospisie, choć dziewczynki coraz częściej marudzą, widząc zieloną zupę w talerzu.

      – Daj spokój, przecież nic się nie dzieje. – Florian nawet nie zaszczyca mnie spojrzeniem.

      Od kiedy wstąpił do AK, stał mi się jeszcze bardziej obcy, obcesowy i odległy.

      – Nie rozumiesz, że ukrywając zbiega, ściągasz na nasz dom niebezpieczeństwo? A co będzie, jak go złapią? Pomyślałeś o tym?

      – Nie złapią.

      – Skąd ta pewność?

      – Sasza jest odpowiedzialny i też chce przeżyć.

      – Akurat. Nawet go nie znasz. – Gotuję się ze złości, nie pojmując jego lekceważącego podejścia.

      – Nie rozumiesz, że ludziom trzeba pomagać?

      Do szału doprowadza mnie jego protekcjonalny ton i brak możliwości wymiany racjonalnych argumentów.

      – Rozumiem, oczywiście, że rozumiem, ale nie w ten sposób!

      – A niby jak twoim zdaniem?

      – Nie wiem. Weź go z sobą do lasu i tam ukryj.

      – Przecież wiesz, że to nierealne. Uspokój się i nie panikuj.

      – Jestem spokojna, ale nie zmienia to faktu, że narażasz nas na niebezpieczeństwo.

      – Jak zwykle przesadzasz.

      – Nie, mój drogi – podnoszę głos, nie zważając na to, że ktoś może nas usłyszeć – jestem przewidująca. A co, jeśli po niego przyjdą? Pomyślałeś o tym? Co będzie z nami? Wiesz, co grozi za ukrywanie zbiega?

      – Nikt nie przyjdzie. Mieszkamy na odludziu i wierz mi…

      – Florian! Nie wierzę w żadne twoje słowo i zapewnienie, po prostu zaczynam się coraz bardziej obawiać tej wojny, którą prowadzisz. Nie masz świadomości, że ludzie szpiegują, są ciekawi, że każdy obserwuje drugiego? Myślisz, że nie wiedzą, że z tą swoją bandą łazisz po lasach?

      – Nie bandą, tylko oddziałem. Trochę szacunku…

      – Do diabła z szacunkiem! Zastanów się wreszcie, co robisz! Może w ogóle powinieneś siedzieć w lesie i się tu nie pokazywać, może tak byłoby bezpieczniej.

      – Przypominam ci, że to moja leśniczówka.

      – Moja też! – Mam nieodpartą ochotę zdzielić go ścierką przez łeb, potrząsnąć nim, żeby w końcu zaczął się zachowywać jak na ojca rodziny przystało.

      – Naszym obowiązkiem jest walczyć za ojczyznę. – Florian przesuwa talerz w moim kierunku, zupełnie jakbyśmy prowadzili lekką wymianę zdań na temat artystycznych środków wyrazu w przeczytanej właśnie powieści. – Masz jeszcze zupę?

      – Nie, nie mam, skończyła się! – Boże, jaki on jest głupi! – Jak się nie najadłeś, ukrój sobie chleba. A co do obowiązków, to przede wszystkim powinieneś chronić dzieci, mnie, rodzinę.

      – Jak możesz być taką egoistką?

      – Ja? Ja jestem egoistką? Oszalałeś! To ja robię wszystko, żeby chronić dziewczynki. Zabiegam o dom, jedzenie, a ty masz czelność zarzucać mi egoizm?

      – Polska…

      – Ty