Название | Ostatnie lata polskiego Wilna |
---|---|
Автор произведения | Tomasz Stańczyk |
Жанр | Документальная литература |
Серия | |
Издательство | Документальная литература |
Год выпуска | 0 |
isbn | 9788380795266 |
Aleksander Prystor, zaufany współpracownik Józefa Piłsudskiego, generał Lucjan Żeligowski i kapitan Bobiński.
(Biblioteka Kongresu)
Generał Lucjan Żeligowski i polscy żołnierze podczas mszy po zdobyciu Wilna. Październik 1920 r.
(Biblioteka Kongresu)
Natomiast Komendant jeszcze kilka dni po „buncie” Żeligowskiego tłumaczył współpracownikom, że nadal istnieją dwa rozwiązania kwestii Wilna: utworzenie federacji – przeciw której opowiadają się zarówno Litwini, jak i Polacy – albo wcielenie do Polski. Oceniał, że w Wilnie Litwini mogliby rządzić terrorem, a wtedy Polska nie będzie się temu przyglądać bezczynnie.
Wbrew pozorom utworzenie Litwy Środkowej, tak wrogo przyjęte przez Litwinów, było ich ostatnią szansą na zachowanie Wilna. Pojawił się bowiem projekt przewodniczącego Rady Ligi Narodów Paula Hymansa, przewidujący utworzenie Wielkiej Litwy złożonej z dwóch kantonów: polskiego i litewskiego. Rząd z Kowna postawił jednak kategoryczny warunek: Wilno miało należeć do kantonu litewskiego, a tym samym odrzucili ofertę. Belgijski polityk zaproponował więc, by Wileńszczyzna przypadła Litwie, ale jako teren autonomiczny. Na to z kolei nie zgodziła się Polska.
W tej sytuacji dla Polaków pozostawała tylko jedna droga: włączenie Wilna i Wileńszczyzny do Rzeczypospolitej. Żeby uniknąć wrażenia, że wybory do Sejmu Wileńskiego będą odbywać się pod polskim nadzorem, Żeligowski wyjechał do Warszawy, przekazując władzę zwierzchnią miejscowemu ziemianinowi Aleksandrowi Meysztowiczowi. Gdy delegat Ligi Narodów próbował skłonić go, by przekazał władzę w Wilnie Litwinom, Meysztowicz zauważył cierpko, że w takim przypadku musiałby powrócić nad Wilię na czele kilku dywizji wojska14.
Nie zmienia to jednak faktu, że alianci wciąż okazywali niezadowolenie, a Żeligowski, wysyłając na Zachód delegację Litwy Środkowej, udzielał jej podobno bardzo specyficznych instrukcji. Na pytanie dlaczego Polska przysyła do Wilna pieniądze i żołnierzy, mieli odpowiedzieć, że faktycznie przysyłają, „nu i cóż z tym zrobić”…15
W wyborach do Sejmu Wileńskiego 8 stycznia 1920 roku frekwencja wyniosła 64%. Niemal wszyscy Litwini zbojkotowali wybory, do urn poszło natomiast 16% Żydów i ponad 40% Białorusinów. Głosowanie wygrali zwolennicy przyłączenia Wileńszczyzny do Polski. „Krajowcy” zdobyli niewiele mandatów, a poza tym zdali sobie sprawę z faktu, że wobec nieprzejednanego stanowiska rządu litewskiego upadła koncepcja utworzenia wspólnego państwa ze stolicą w Wilnie.
20 lutego 1922 roku Sejm Litwy Środkowej podjął uchwałę w sprawie przynależności państwowej Ziemi Wileńskiej. Zgodnie z prawem narodów do samostanowienia uznano, że stanowi ona „bez warunków i zastrzeżeń nierozdzielną część Rzeczypospolitej Polskiej”16.
3 marca 1922 roku uchwalono w Warszawie Akt złączenia Ziemi Wileńskiej z Rzecząpospolitą Polską, podpisany przez członków polskiego rządu i delegatów Sejmu Litwy Środkowej.
A niemal w rocznicę tego aktu Rada Ambasadorów reprezentująca rządy Francji, Wielkiej Brytanii, Włoch, Stanów Zjednoczonych i Japonii uznała wschodnie granice Polski, w tym również tę z Litwą.
{Przypisy
1 Bój na przedmościu Warszawy w sierpniu 1920 r., oprac. B. Waligóra, Warszawa 1934, s. 457.
2 S. Cat-Mackiewicz, Chciałbym przekrzyczeć żelazną kurtynę. „Lwów i Wilno” 1946–1950, Warszawa 2016, s. 150.
3 L. Żeligowski, Przebieg służby żołnierskiej i obywatelskiej, Archiwum Instytutu Polskiego i Muzeum im. gen. Sikorskiego, PRM 169/7.
4 L. Żeligowski, Zapomniane prawdy, Londyn 1943, s. 33–34.
5 L. Żeligowski, Notatki z Roku 1920, w: „Niepodległość”, t. 3, Londyn 1951, s. 164–165.
6 L. Żeligowski, Zapomniane prawdy…, s. 34–35.
7 Ibidem, s. 36.
8 P. Łossowski, Problem wileński w świetle prawa międzynarodowego. Uwagi polemiczne, „Studia z dziejów Rosji i Europy Środkowo-Wschodniej”, 30 (1995).
9 L. Żeligowski, Zapomniane prawdy…, s. 38.
10 Ibidem, s. 39.
11 S. Cat-Mackiewicz, Kto mnie wołał, czego chciał…, s. 356.
12 „Dziennik Urzędowy Tymczasowej Komisji Rządzącej”, nr 1, 17.11.1920.
13 J. Piłsudski, Pisma zbiorowe, t. 5, s. 173.
14 W. Meysztowicz, op. cit., s. 33.
15 M. Wańkowicz, Tędy i owędy. Zupa na gwoździu, Warszawa 2010, s. 84.
16 „Dziennik Urzędowy Tymczasowej Komisji Rządzącej”, nr 7 (57), 9.03.1922.
Rozdział 6} . Koniec świata Bruderferajn
To była największa organizacja przestępcza pierwszych dekad XX stulecia na ziemiach polskich. Bandyci spod znaku Bruderferajn całkowicie zdominowali wileński półświatek, a w chwilach największego rozkwitu ich grupa liczyła ponad tysiąc osób. Nie mogli się z nią uporać ani carscy urzędnicy, ani niemieccy okupanci, ani Litwini. Dopiero polska policja położyła kres jej działalności, nie byłoby to jednak możliwe bez współpracy z innymi przestępcami.
Wilno ostatnich lat rosyjskiego panowania nie należało do specjalnie bezpiecznych miejsc, chociaż władze carskie nie patyczkowały się ze schwytanymi bandytami. Złapanych na gorącym uczynku sądzono w trybie doraźnym, wysyłając ich najczęściej na szubienicę. Pomimo tego okolice ulicy Nowogrodzkiej (Naugarduko) stanowiły prawdziwe centrum przestępcze miasta i budziły grozę wśród wilnian.
„Cała przyległa dzielnica – wspominano po latach na łamach »Tajnego Detektywa« – z labiryntem krętych, ciasnych i ciemnych uliczek, jak daleko sięga pamięć najstarszych mieszkańców Wilna, była stale siedliskiem szumowin miejskich. Zbierali się tu wszelkiego rodzaju przestępcy, zaczynając od drobnych kieszonkowców, a kończąc na niebezpiecznych włamywaczach i bandytach, dla których zamordowanie człowieka było rzeczą najzupełniej zwyczajną. Zbierały się tu najgorszego autoramentu kobiety, ich kochankowie, sutenerzy, uwijali się pomiędzy nimi szulerzy, paserzy, lichwiarze i cały legion indywiduów, dla których źródłem egzystencji była zbrodnia, hazard, rozpusta”1.
Po zmroku mało kto poza przestępcami miał odwagę zapuścić się w głąb dzielnicy, gdzie „na każdym kroku czyhała utrata mienia, a niekiedy i życia”. Stałym widokiem o poranku były „szkarłatne plamy na bruku”, a „nierzadko zastygłe już zwłoki”.
„W nocy – kontynuował reporter »Tajnego Detektywa« – nawet policja obawiała się przekraczać linię odgraniczającą świat zbrodni od świata normalnego życia. Od czasu do czasu urządzano masowe obławy, które przeistaczały się w krwawe walki policji z opryszkami. Przeraźliwe gwizdy policji mieszały się wówczas ze strzałami rewolwerowymi, a po skończeniu obławy miało robotę pogotowie,