Ostatnie lata polskiego Wilna. Tomasz Stańczyk

Читать онлайн.
Название Ostatnie lata polskiego Wilna
Автор произведения Tomasz Stańczyk
Жанр Документальная литература
Серия
Издательство Документальная литература
Год выпуска 0
isbn 9788380795266



Скачать книгу

chciał ukryć, w trosce o pamięć zmarłego, coś zupełnie innego. Prawdopodobnie ksiądz mniej lub bardziej aluzyjnie nawiązał do grzechów Syrokomli. A poeta nie stronił od kieliszka i miał głośny romans z aktorką Heleną Kirkorową8.

      Kirkorowa porzuciła dla poety swojego męża, a potem i z nim zerwała, co doprowadziło go do depresji. Inna sprawa, że ksiądz zachował się niezgodnie z zasadą, że o zmarłym należy mówić dobrze, albo nie mówić wcale.

      W 1911 roku pochowano na Rossie Józefa Montwiłła, który przez ćwierć wieku był jednym z dyrektorów Banku Ziemskiego w Wilnie, a zasłynął jako wielki filantrop. Uważano go za kogoś jakby rodem z powieści Dickensa – za człowieka mającego „oczy otwarte na każdą ludzką biedę” i opiekuna głodnych dzieci wileńskich.

      Montwiłł fundował bezpłatne obiady dla ubogich i kolonie dla dzieci (był też inicjatorem akcji „kropla mleka dla dziecka”). Jego zasługą było też przyznawanie stypendiów dla dzieciaków z biednych wiejskich rodzin oraz powstanie przytułku noclegowego dla nędzarzy, Domu Sierot, a także internatu dla chłopców kształcących się na organistów. Założył również Towarzystwo Artystyczne „Lutnia”.

      „Nie było ani jednego wybitniejszego momentu w naszym życiu, ażebyśmy go nie widzieli wśród nas na czele, idącego z radą dobrą, pomocą ofiarną i ramieniem do czynu zawsze dzielnego gotowym. Nie było ani jednej sprawy takiej, która by się nie otarła o tego Obywatela i Pracownika, nie było myśli twórczej i szlachetnego wysiłku, które by nie doznały od Niego poparcia i współczucia”9.

      Kilkanaście lat później, w 1925 roku, Wilno żegnało na Rossie mecenasa Tadeusza Wróblewskiego. Ten wilnianin z urodzenia był prawnukiem Maurycego Beniowskiego, bohatera poematu Juliusza Słowackiego i bratankiem Walerego Wróblewskiego, bohatera powstania styczniowego i generała Komuny Paryskiej. Tadeusz Wróblewski też był buntowniczym duchem – w 1881 roku za udział w tajnej organizacji został zesłany na Syberię, a po powrocie uzyskał eksternistycznie stopień magistra prawa i rozpoczął w Wilnie praktykę adwokacką. Zasłynął jako obrońca w procesach zbuntowanych marynarzy z pancernika „Potiomkin” i uczestników buntu marynarzy w Sewastopolu. Przed sądami polskimi bronił zaś działaczy litewskich i białoruskich. Był założycielem Towarzystwa Szubrawców gromadzącego elitę wileńskiego społeczeństwa: miłośników literatury i bibliofilów. Nazwa nawiązywała do wileńskiego stowarzyszenia o tej nazwie z początków XIX wieku, a „szubrawcy” spotykali się w „Gospodzie pod Rakarzem”, czyli w mieszkaniu Wróblewskiego przy Uniwersyteckiej 9.

      Pan mecenas odziedziczył po rodzicach pokaźny księgozbiór, który wzbogacił własnymi zakupami. Zgodnie z jego ostatnią wolą został on przekazany w bezterminowy depozyt państwu polskiemu pod warunkiem, że nigdy nie zostanie usunięty z Wilna. Wróblewski nie mógł przewidzieć sytuacji, że Wilno, któremu ofiarował zbiory, znajdzie się poza Polską…

      Biblioteka imienia Eustachego i Emilii Wróblewskich (jego rodziców) istniała do 1939 roku. W chwili przekazania jej miastu liczyła 80 tysięcy książek, dziesięć tysięcy grafik, trzy tysiące rękopisów i półtora tysiąca map10. Rząd polski zakupił dla niej pomieszczenia w pałacu Tyszkiewiczów. Jesienią 1939 roku została przywłaszczona przez państwo litewskie i stała się ważną częścią biblioteki Litewskiej Akademii Nauk. Od 2009 roku nosi imię Wróblewskich.

      W 1926 roku w grobowcu rodzinnym na Rossie spoczęło serce Ignacego Korwin-Milewskiego. Był członkiem zamożnej rodziny ziemiańskiej, która posiadała majątki na ziemiach dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego, a w XIX wieku otrzymała od papieża tytuł hrabiowski. On sam większość swego życia spędził za granicą, do Wilna i swoich włości zaglądał od czasu do czasu, by – jak złośliwie komentowano – „wyciskać krwawicę z chłopów”. Należały do niego Gieranony, które były wcześniej własnością Barbary Radziwiłłówny.

      Był ekscentrykiem i furiatem – na dworcu w Wiedniu postrzelił amanta swojej kochanki, a z żoną pokłócił się tak, że korespondencję od niego umieściła w pakiecie zatytułowanym „Listy potwora”. Do niego należała wyspa Santa Caterina (Sveta Catarina) położona naprzeciwko chorwackiego miasta Rovinj, gdzie zachował się jego pałac. Do tego był kosmopolitą, a zarazem ultralojalistą uznającym władzę rosyjską na Litwie i twierdzącym, że miejscowa szlachta nie ma nic wspólnego ze szlachtą znad Wisły.

      Jednocześnie dał się poznać jako wybitny kolekcjoner malarstwa polskiego, wypłacający niektórym artystom prywatne pensje. Przy okazji zamawiał u nich autoportrety, dzięki czemu powstał wyjątkowy cykl obrazów. W jego zbiorach, liczących około 200 płócien, znalazły się m.in. Stańczyk Matejki, Babie lato Chełmońskiego i Trumna Chłopska Gierymskiego. Niestety, po jego śmierci w 1926 roku kolekcja uległa rozproszeniu.

      Na Rossie spoczął także zmarły w 1929 roku doktor Rafał Radziwiłłowicz. Z zawodu był psychiatrą, a prywatnie szwagrem Stefana Żeromskiego. Podobno to właśnie na jego osobie Żeromski wzorował postać doktora Judyma. Był również najlepszym przyjacielem pisarza, którego wielokrotnie ratował finansowo, a przy okazji bezpłatnie leczył.

      Radziwiłłowicz odegrał istotną rolę w wydobyciu Józefa Piłsudskiego z więzienia w Cytadeli Warszawskiej i przeniesieniu go do szpitala psychiatrycznego w Petersburgu. Ucieczka z Cytadeli była praktycznie niemożliwa, natomiast ze szpitala – o wiele łatwiejsza. Aby jednak Piłsudski mógł tam trafić, musiał symulować chorobę psychiczną. Zwrócono się w tej sprawie do Radziwiłłowicza, który zasugerował, by Piłsudski udawał symptomy manii prześladowczej11.

      Spacer po cmentarzu jest niezwykłym przeżyciem – to wędrówka śladami nie tylko naszej historii, ale i zapomnianych już dramatów zwykłych ludzi. Pojedyncze mogiły, groby rodzinne, ślady pamięci i miłości, które przetrwały przez lata. Na czarnym, granitowym pomniku rodziny Banelów wyryto trzy nazwiska – symbole dawnej tragedii rodzinnej. Matka, Eugenia Banel zmarła w kwietniu 1928 roku w wieku 37 lat. Niebawem jej śladem podążyły córki: osiemnastoletnia Zofia w październiku i czternastoletnia Helena w listopadzie. Innych członków rodziny w grobowcu nie pochowano. Co kryło się za tą tragedią? Tego zapewne już się nie dowiemy.

      Po lewej stronie od wejścia głównego, w bardziej „uporządkowanej” części cmentarza znajduje się grób pierwszej żony marszałka Piłsudskiego, Marii z Koplewskich Juszkiewiczowej. Jej los również nie oszczędzał, a podczas swojego życia zaznała praktycznie wszystkich jego kaprysów.

      Małżeństwo z Komendantem nie przetrzymało ciosu, jakim była śmierć jej córki z pierwszego małżeństwa, Wandy. Dziewczyna była podobno zaręczona z Walerym Sławkiem, który po jej śmierci nie związał się już nigdy z żadną kobietą. Zresztą to Wanda poznała kiedyś Sławka z Piłsudskim, co zapoczątkowało najważniejszą przyjaźń w życiu obu panów.

      Komendant wyjątkowo przeżył śmierć Wandy, a w przyszłości miał nadać jej imię swojej pierworodnej córce. Rozpaczała również Maria, co przypłaciła załamaniem nerwowym, a do tego doszły jeszcze inne schorzenia zakończone ciężką operacją.

      Śmierć córki zaważyła o losach małżeństwa Marii z Piłsudskim. Przyszły marszałek już wcześniej związał się z młodą działaczką PPS Aleksandrą Szczerbińską, a teraz bez reszty poświęcił swoje życie prywatne nowej partnerce. Oficjalnie pozostał jednak mężem Marii, która do ostatnich chwil życia nie zgadzała się na unieważnienie małżeństwa. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości nie uczestniczyła w życiu publicznym. Odrzucała zaproszenia na oficjalne uroczystości, praktycznie nie opuszczała swojego krakowskiego mieszkania. Komendant mieszkał w Belwederze, Aleksandra Szczerbińska przy ulicy Koszykowej. Konsekwencja