Zjadaczka grzechów. Megan Campisi

Читать онлайн.
Название Zjadaczka grzechów
Автор произведения Megan Campisi
Жанр Современная зарубежная литература
Серия
Издательство Современная зарубежная литература
Год выпуска 0
isbn 9788381397186



Скачать книгу

i zatamować krwotok między jej nogami.

      – To, co niewidoczne, będzie teraz zobaczone – zaczyna Zjadaczka Grzechów. – To, co niesłyszane, będzie wysłuchane. Grzechy twojego ciała staną się moimi grzechami i zabiorę je ze sobą w milczeniu do grobu. Mów.

      Pierś kobiety unosi się nieznacznie, a jej wargi poruszają się, ale nic nie słychać.

      – Posłałem chłopca po akuszerkę i po zjadaczkę grzechów, tak jak się robi – odzywa się mężczyzna w fartuchu. Pewnie mąż. – Ale nawet do głowy mi nie przyszło, że ona będzie tego potrzebować.

      – Moje dziecko, nie opuszczaj nas! – woła ta stara, trzymająca niemowlę. Babka. Dziecko kwili, jakby potakiwało.

      – Nawet nie przyszło mi na myśl, że będzie tego potrzebowała – powtarza mąż.

      Zjadaczka Grzechów czeka, przykładając ucho do ust leżącej, ale jej wargi się nie poruszają.

      – Ona odchodzi – mówi położna.

      Zjadaczka Grzechów wymienia więc pokarmy niezbędne przy Prostym Zjadaniu, przeznaczonym dla ludzi, którzy odchodzą z tego świata, zanim zdążyła wysłuchać ich Wyznania.

      – Sól za dumę, śmietana za zawiść, por za kłamstwo zaniechania, czosnek za skąpstwo i chleb za grzech, z którym się wszyscy rodzimy. Kiedy te pokarmy zostaną zjedzone, twoje grzechy staną się moimi. Zabiorę je ze sobą w milczeniu do grobu.

      Zaczyna robić znak Stwórcy w poprzek ramion i bioder leżącej.

      – Trzeba dodać suszone śliwki – odzywa się pospiesznie mąż w fartuchu. – Była żoną mojego brata, zanim została moją.

      Zjadaczka Grzechów potakuje. To kazirodztwo. Nawet jeśli są spokrewnieni tylko przez małżeństwo, a nie krew, to równie wielki grzech w oczach Stwórcy. A także w oczach większości ludzi. Nigdy nie widziałam kogoś, kto zrobił coś takiego. Podobnie jak inne dzieci żartowałam na ten temat, kiedy Lee albo ktoś inny zrobił jakieś głupstwo. Mówiło się wtedy, że rodzice tego dziecka na pewno byli rodzeństwem. Spoglądam na matkę, która zmarła przed chwilą. Tak właśnie wygląda kazirodztwo. Starucha patrzy otępiała na swoją córkę leżącą na łóżku.

      W drodze powrotnej dogania nas jakiś chłopiec. Patrzy prosto przed siebie.

      – Zjadaczka Grzechów jest wzywana do Caris Cooper w Southside – mówi.

      Moja towarzyszka prycha głośno. Ściśle biorąc, to nie jest rozmowa, ale daje w ten sposób malcowi znak, że usłyszała. Chłopiec ucieka w bok.

      Zjadaczka Grzechów skręca z głównej drogi. Idziemy długo, aż wreszcie domy stają się rozsiane coraz rzadziej, ogrody są coraz biedniejsze. W końcu znalazłyśmy się za miastem. Jestem tak głodna, że mam wrażenie, jakby w moim brzuchu leżał jakiś kamień. Zaplatam palce, pocieram dłonie.

      Ona spogląda na mnie i skinieniem wskazuje na drogę przed nami. Może tam czeka na nas Zjadanie. Na samą myśl o słowie jedzenie zaczynam się tak bardzo ślinić, że muszę zacisnąć usta i przełknąć ślinę. Wtedy przypominam sobie o pokarmach związanych z niektórymi grzechami i natychmiast zasycha mi w ustach. Muszę teraz mocno zacisnąć szczęki, żeby nie zwymiotować. Tak bardzo chciałabym coś zjeść. Nieważne, za jaką cenę.

      Zjadaczka grzechów bierze na siebie nieprawości innych, tak powiada Księga Stwórcy. (A w każdym razie Słudzy Pańscy mówią, że to jest tam napisane. Znam niektóre litery, ale tylko tyle, żeby połączyć je w dwa słowa: May i Owens). Księga Stwórcy powiada, że grzechy, które zostaną odebrane od grzesznika, przechodzą na duszę zjadaczki grzechów. Zawsze wyobrażałam sobie, że na wieku mojej własnej trumny będzie prawie pusto. Nawet kiedy ukradłam ten bochenek chleba, to był tylko pieczony gołąb dodany do Prostego Zjadania na powierzchni z sosnowych desek.

      A teraz… Na tę myśl staję jak wryta pośrodku drogi jak jakiś osioł. Jakiekolwiek grzechy zastaniemy podczas tego Zjadania, jeśli je spożyję, staną się moimi. I już się ich nie pozbędę. Zabiorę je ze sobą aż na sąd. Czemu dopiero teraz to do mnie dotarło? Słyszę jakieś kasłanie za sobą, jakby się ktoś dławił. Odwracam się, ale to pojawia się znów, tylko bliżej. To nie za mną. To moje własne gardło, chwycił mnie skurcz. Moje żebra także się zapadły do środka jak w za ciasnej koszuli, która nie zostawia miejsca na oddech. Zjadaczka Grzechów patrzy na mnie ponownie – na moje oczy, na moje wargi, na moje gardło – jak uzdrowicielka, która zastanawia się, jakich ziół będzie potrzebowała, żeby mnie uleczyć. A potem jej ręka ląduje z wielką siłą prosto na moim policzku. Potykam się, prawie padam. Ale ona nawet nie patrzy, czy się pozbierałam, idzie dalej.

      Główną izbę opróżniono ze wszystkich sprzętów, żeby zrobić miejsce dla trumny. Gospodyni stoi pod ścianą. Jakaś sąsiadka stara się ją pocieszyć, obejmując ręką. Trumna jest zrobiona starannie. Na wieku stoją miski z owsianką, śmietanką i gotowanymi jajkami. A także talerz, na którym widzę pora, kopczyk soli, mały bochenek chleba i słoik z miodem. W tej samej chwili, w której moje spojrzenie omiata te pokarmy, mój żołądek dokonuje swojego wyboru. Będę jeść. Nie chcę takiego wyboru. Jakiś cichy głos mówi: Pomyśl o swoim tacie. On nigdy by tego nie zrobił. Ale wtedy rozlega się ten drugi głos, krzyczący rozgłośnie w moim żołądku, i to jego słowa docierają do serca, zagłuszając tamten nieśmiały. Wiem, że pytania o grzechy i dusze są dobre dla Sług Pańskich, a nie dla głodnych dziewcząt. Moja dusza zapłaci każdą cenę, jaką trzeba, ponieważ tę cenę zapłaci potem, a jeść będę teraz. Czuję w piersi uścisk wstydu.

      Przypominam sobie o słowach, jakie Sługa Pański wypowiedział, kiedy uczyniono mnie zjadaczką grzechów. Jeśli będę służyć posłusznie, być może po śmierci połączę się ze Stwórcą. Te słowa splatają się ze wstydem, który mnie pali, ale go nie tłumią.

      Przed trumną już wcześniej ustawiono stołek. Zjadaczka Grzechów zasiada i zaczyna. Bez słów. Bez żadnych gestów. Mimo swojej tuszy je ostrożnie, rozbija jajko, palcami zręcznie obiera skorupkę, aż wreszcie wyłania się, białe i połyskliwe. Zanurza je czubkiem w soli i odgryza niewielki kęs, przeżuwając go długo, dopóki w jej ustach nie zamieni się w papkę. Zbieram się na odwagę, żeby sięgnąć po chleb. Nie, owsiankę. Nie, miód. Pojawia się za mną gospodyni i czuję z tyłu, na wysokości kolan, lekkie uderzenie. Stołek dla mnie.

      – Dziękuję bardzo… – mówię odruchowo.

      Zjadaczka Grzechów wybałusza na mnie przekrwione oczy. Zaciskam szczęki. Ona odwraca się w stronę trumny. Przysuwam bliżej mój stołek. Wyciągam rękę po chleb, ale moja towarzyszka powstrzymuje mnie dłonią. Zamiast tego podaje mi drugie jajko.

      Obieram je niezdarnie, zdzierając lepiące się kawałki białka razem z brązową skorupką, aż wreszcie wyłania się jakiś nieregularny kształt, z jednej strony wyziera blade żółtko. Trzęsącą się dłonią zanurzam jajko w soli i wtykam do ust. Język pali mnie przy dotyku, więc gryzę pospiesznie bocznymi zębami i szybko połykam, zanim zdążyłam porządnie je przeżuć. Wyczuwam dezaprobatę Zjadaczki Grzechów, ale tylko tak potrafię je zjeść, w jednym kawałku. A potem czekam z trzęsącymi się rękami, żeby mi powiedziała, co mam dalej zrobić.

      A ona kończy swoje jajko. Siedzi chwilę na stołku. Oddycha głęboko. Wydaje się, że ta chwila nigdy się nie skończy. Wreszcie wyciąga rękę po chleb. Dzięki ci, Panie, chleb! Rozrywa go na dwa kawałki, a potem unosi pokrywkę słoika z miodem i wylewa połowę jego zawartości na mój kawałek bochenka i resztę na swój, rozlewając gęsty płyn tak cienką warstwą, że choć pokrywa równo całą powierzchnię chleba, nie spada ani jedna kropelka.

      Całe moje ciało się